Wrogowie publiczni – recenzja filmu
Recenzja filmu Micheala Manna z 2009 roku, historia oparta na prawdziwych wydarzeniach. Ostrzegam przed spoilerami w treści.
Recenzja filmu Micheala Manna z 2009 roku, historia oparta na prawdziwych wydarzeniach. Ostrzegam przed spoilerami w treści.
Historia najsłynniejszych amerykańskich gangsterów lat trzydziestych - Johna Dillingera, Baby'ego Face'a Nelsona i Pretty Boya Floyda. Kierowana wówczas przez J. Edgara Hoovera FBI z małej agencji stała się potężną organizacją o światowej sławie między innymi przez swoje wysiłki zmierzające do schwytania przestępców.
Lata świetności kino gangsterskie ma dawno za sobą. Co jakiś czas pojawia się jednak film który na powrót przypomina nam, widzom dlaczego kochamy ten gatunek. “Public Enemies” w reżyserii Michaela Manna to film zupełnie inny niż chociażby “Infiltracja”, “Chłopcy z ferajny”, “Kasyno” a nawet legendarny “Ojciec chrzestny”. Reżyser przedstawia nam ciekawą, prawdziwą historię opowiedzianą w nieco bajkowym stylu, nie jest to produkcja idealna, ale na pewno pod wieloma względami wyróżniająca się.
Cofamy się do lat 30 XX wieku, złota era dla gangsterów a jednocześnie okres najbardziej z nimi kojarzący się widzom. Od razu jesteśmy wrzuceni w wir akcji. Jeden z najpopularniejszych gangsterów w historii, John Dillinger (Johnny Depp) wraz z oddaną sobie drużyną gra na nosie FBI napadając na coraz to nowsze banki a z utarczek z stróżami prawa zawsze wychodzi obronną ręką. Amerykanie są zauroczeni postacią charyzmatycznego gangstera kibicując mu w walce z niesprawiedliwym wymiarem prawa Ameryki, John stał się dla nich symbolem człowieka wolnego, niezależnego który z życia czerpie pełnymi garściami.
Rząd nie może pozwolić aby jego samowolka trwała dalej, tropem naszych bohaterów rusza charyzmatyczny Melvin Purvis (Christian Bale), nie sprawia mu różnicy czy dopadnie przestępcę żywego czy martwego, średnio dba o swoich ludzi, jest impulsywny i zdeterminowany by wyplenić przestępczość z Chicago.
Scenarzyści nie mieli łatwego zadania, z jednej strony musieli opowiedzieć historię pościgu FBI za gangsterami z drugiej natomiast musieli podołać wyzwaniu opowiedzenia w sposób przekonujący historii miłości Dillingera, przy okazji sensownie rozpisać nam jego charakter.
Sam początek filmu jest dość chaotyczny. Szybkie zmiany miejsca akcji, irytująca praca kamery, rwane sceny. Szybkie przejścia między bohaterami a sytuacjami, dość kiepskie pokazanie początku znajomości Dillingera i jego ukochanej Billie (Marion Cotillard). Potem jednak jest już lepiej. Sama historia jako, że jest oparta na prawdziwych wydarzeniach szczególnie nie porywa i nie zaskakuje, ale wywołuje u widza znacznie większe emocje, duża w tym zasługa świetnie pisanych postaci i dialogów. Nie uświadczycie tu tak charakterystycznych dla filmów gangsterskich elementów jak nadmierne bluzgi, erotyzm czy wyrywanie flaków w co drugiej scenie, zamiast tego twórcy rysują przed nami portret romantycznego przestępcy jakim jest Dillinger, bohatera Ameryki, idola kobiet, człowieka nie tyle co złego co po prostu szukającego prawdziwej wolności i swobody życia, walczącego ze “złym i okrutnym” prawem które jedynie więzi człowieka nie pozwalając mu cieszyć się w pełni życiem. Jego relacja z ukochaną jest delikatna, sympatyczna, pokazana w sposób nienachalny przystępny dla widza, nie spycha wszystkiego innego na dalszy tor.
Duża w tym zasługa aktorów, Depp zagrał rolę wręcz kapitalną, fantastycznie odnajdując się w roli humorystycznego, odważnego gangstera. Marion również bez problemu dotrzymuje mu kroku, tworzą zgraną parę w której uczucia można naprawdę uwierzyć.
Twórcy nie zapomnieli również o odpowiednim nakreśleniu reszty postaci. Tą kradnącą film jest zdecydowanie Purvis w wykonaniu Bale. Z początku można odnieść wrażenie, że gra byłego Batmana jest drewniana i nieciekawa, Christian od początku przybiera jedną minę i nie zmienia jej aż do samego końca. Sęk w tym, że to idealnie pasuje do postaci Melvina. Charyzmatyczny dowódca FBI gotowy zabić byleby zrealizować swój cel, tak naprawdę jest jednak niedoświadczony, zagubiony co Bale świetnie obrazuje, łatwo uwierzyć w tego bohatera i się z nim utożsamiać. Wywołuje też u widza sprzeczne emocje, raz szczerą niechęć, kiedy indziej pobłażanie by w końcu oglądający uświadomił sobie, że w gruncie rzeczy to całkiem dobry człowiek.
Reszta aktorów też nie odstaje, w szczególności Jason Clarke i Stephen Lang kreują warte zapamiętania role.
Fabuła niektórym może wydać się naiwna i dość dziecinna, w szczególności uwielbienie zwykłych obywateli do Dillingera, po głębszym zastanowieniu widz jednak rozumie, że ma to sens a sama historia zadaje kilka istotnych i ważkich pytań.
Prawdziwy problem mam z warstwą realizacyjną. Chociażby praca kamery, pierwsze 15-20 minut to prawdziwa mordęga, wszystko jest chaotyczne, niektóre ujęcia dziwne i przywołujące na myśl bardziej film dokumentalny. Do tego mamy kilka momentów w których kamera niemiłosiernie się trzęsie, zupełnie jakby operator trzymał ją w ręku i był niewyobrażalnie zestresowany. Co mocno psuje odbiór, trzeba się do tego przyzwyczaić co, niestety, łatwe nie jest. Psuje ona również nieco świetną sekwencje drugiej ucieczki z więzienia.
Jest jednak coś czego Mannowi odmówić nie można, jest to sposób w jaki zrealizował strzelaniny. Są one absolutnie świetne, realistyczne, nakręcone bez zbędnej efektywności i teatralności, brutalne, szybkie i dynamiczne, zwłaszcza wrażenie robi długa i świetna sekwencja akcji w której FBI atakuje ukrywających się w jakimś ośrodku bandytów, wrażenie robi zwłaszcza egzekucja jednego z przestępców. Film jest krwawy i brutalny, ale bez niepotrzebnej przesady, krwi mamy tyle aby uwierzyć w prawdziwość historii a nikogo ona nie odrzuca od ekranu.
Do tego ewidentnie jesteśmy w latach 30, kostiumy, scenografię, rekwizyty (AUTA) są świetnie wykonane, widać, że te 100 milionów budżetu nie zostało wyrzuconych w błoto. Do tego bardzo dobra muzyka Goldenthala, nie zapada ona szczególnie w pamięć, ale świetnie pasuje do konkretnych scen.
Ale właśnie…...prawdziwą magią filmu Manna są SCENY. Tychże SCEN jest w całym filmie kilka, są one po prostu niewiarygodne i wywołują prawdziwe emocje, połączenie muzyki, dobrego montażu i klimatu tworzy kilka prawdziwych perełek. Przede wszystkim scena śmierci Dillingera po prostu perfekcyjna, genialne skomponowania klimatu poprzez świetny monolog w kinie w którym John siedzi a potem fantastyczna scena samej egzekucji, niespieszna, podnosząca ciśnienie, perfekcyjna w każdym calu. Czy też świetnie zagrany moment ostatniej rozłąki Billie i naszego bohatera, jest takich momentów jeszcze parę, liczę jednak na to, że jeśli jeszcze wcześniej nie widzieliście tej produkcji to sami je wyłapiecie. Napomknę jeszcze, że sceny ataków na bank zostały wykonane w sposób bardzo ciekawy choć przyznam, że spodziewałem się czegoś więcej.
“Wrogowie publiczni” na pewno nie są filmem perfekcyjnym, zaspokoją jednak każdego, zarówno widza który szuka klimatu lat 30 jak i tego który od filmów wymaga emocji i intelektualnej rozrywki, a nawet fani pościgów i strzelanin znajdą tu coś dla siebie.
Poznaj recenzenta
Jakub MarciniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat