„A to Z”: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Konkurencja wśród debiutujących w tym sezonie w amerykańskiej telewizji seriali romantycznych jest naprawdę duża. A to Z, czerpiące z hitowych 500 dni miłości, ma szansę z tej rywalizacji wyjść obronną ręką.
Konkurencja wśród debiutujących w tym sezonie w amerykańskiej telewizji seriali romantycznych jest naprawdę duża. A to Z, czerpiące z hitowych 500 dni miłości, ma szansę z tej rywalizacji wyjść obronną ręką.
A to Z zaczyna się znajomo. Narrator głosem Katey Sagal informuje nas, że główni bohaterowie - Andrew i Zelda - będą spotykać się osiem miesięcy, trzy tygodnie, pięć dni i jedną godzinę. Czy właśnie nie tak zaczynało się 500 dni miłości Marca Webba, czyli jedna z najbardziej oryginalnych współczesnych komedii romantycznych? Pomysł na serial nie jest może oryginalny, ale ciekawy i ubrany w bardzo przyjemną dla widza formę. Tytuł każdego odcinka zaczyna się na kolejną literę alfabetu – tym sposobem dojdziemy od A do Z, tak jak głosi nazwa serialu. Litery A i Z oznaczają oczywiście także pierwsze litery imion pary bohaterów. A są nimi Zelda, ambitna prawniczka, i Andrew, który pracuje w internetowym serwisie randkowym. Pewnego dnia z jego usług postanawia skorzystać Zelda. Andrew rozpoznaje w niej dziewczynę, która spodobała mu się na koncercie dwa lata temu i o której nie może zapomnieć. I tu mamy pierwsze starcie ich charakterów: dla niego to przeznaczenie, ona w przeznaczenie nie wierzy. On jest romantykiem, ona twardo stąpa po ziemi. Wydaje się, że problemem tej pary będzie właśnie odmienność charakterów. W 1. odcinku padają zresztą słowa, które mogą być kluczowe dla fabuły: "Osoba, którą uważałeś za tę jedyną, okazuje się być przeciwieństwem".
[video-browser playlist="633172" suggest=""]
Po pilocie już wiemy, czego się spodziewać w dalszej kolejności: następne odcinki będą retrospektywą związku Andrew i Zeldy. A więc tematyka miłosna – nic nowego pod słońcem. Czy wobec tego warto A to Z oglądać? Tak, bo miłość to przecież wszystkim nam bliski temat, a do tego 1. odcinek wypadł naprawdę dobrze. Jest lekko, błyskotliwie, zabawnie. Przede wszystkim jednak wiele dobrego dla serialu może zrobić obsada. Cristin Milioti, znana z Jak poznałem waszą matkę, i Ben Feldman z Mad Men już na pierwszy rzut oka tworzą zgraną parę, a każde z osobna ma w sobie tyle wdzięku i uroku, że po prostu fajnie się na nich patrzy i od razu się z nimi sympatyzuje. Drugoplanowi aktorzy, którzy dali się poznać w pilocie, zdają się natomiast tworzyć wyraziste tło, choć ich postacie są dość stereotypowe – misiowaty kumpel Andy’ego, jego wymagająca, ekscentryczna szefowa czy ciągle romansująca przyjaciółka Zeldy.
Czytaj również: "Gracepoint", "A to Z' i "Bad Judge" z niską oglądalnością
Po premierze A to Z możemy stwierdzić, że nie będzie to typowy serial komediowy, podobnie jak 500 dni miłości nie było typową komedią romantyczną. Bo przecież historia rozpadu związku nie może być zabawna. Jeśli więc szukacie miłosnej historii w ujęciu lekkim, ale nienastawionym na rozśmieszające, lecz nie zawsze inteligentne gagi, A to Z może Wam się spodobać.
Poznaj recenzenta
Dawid RydzekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat