Arrow: sezon 4, odcinek 22 – recenzja
Im bliżej końca, tym gorzej. Arrow już któryś raz z rzędu udowadnia, że wbrew zapewnieniom twórców o historii rozpisanej na pięć sezonów każdy kolejny odcinek pisany jest na kolanie i kręcony w tempie polskiego Klanu.
Im bliżej końca, tym gorzej. Arrow już któryś raz z rzędu udowadnia, że wbrew zapewnieniom twórców o historii rozpisanej na pięć sezonów każdy kolejny odcinek pisany jest na kolanie i kręcony w tempie polskiego Klanu.
Gdyby uznać Arrow za parodię seriali o superbohaterach, to w tym formacie prawdopodobnie nie miałby sobie równych. W tej produkcji nie gra już nic tak, jak to było w pierwszym i drugim sezonie. Słabe wątki, słaba gra i cienkie efekty. Nawet główny oponent zwyczajnie daje ciała, choć ze swoją mocą powinien zmieść wszystko z powierzchni ziemi jednym ruchem palca.
Lost in the Flood to przede wszystkim popis Felicity i jej rodziny. Ważniejsze od zniszczenia nie tylko Star City, ale i całego świata są problemy związane z jej mamą i tatą. Temu motywowi poświęcona jest znaczna część odcinka i przez ten wątek mamy pewność, że twórcy nie traktują poważnie już nikogo – od widzów po samych aktorów. To już nawet nie jest zabawne, a w ten sposób robią fatalną reklamę komiksom z Zieloną Strzałą i wydawnictwu Detective Comics. Moim zdaniem DC powinno ich za to ciągać po prostu po sądach.
Inne wątki nie są lepsze. Ganianie się w berka po podziemnym mieście wypada naprawdę komicznie. Kolejne rodzinne problemy, tym razem w wydaniu Thei i Malcolma, są zwykłą parodią. Tak samo jak to, że Malcolm może sobie grać na dwie strony i nikt, dosłownie nikt nie ma z tym większego problemu. Szczytem natomiast jest to, że właściwie niezbyt potężny Manchin jest praktycznie nie do powstrzymania, a w pamięci mamy przecież to, że wkrótce Team Arrow czeka starcie z potężnym Darhkiem – jak tu się nie śmiać? Inna kwestia jest taka, że główne centrum dowodzenia podziemnym miastem jest bombą z opóźnionym zapłonem. Wystarczyło strzelić jedną strzałą w byle którą ścianę, by doszło do wielkiego wybuchu.
Niech dowodem na słabość tego odcinka będzie jeszcze to, że autor tej recenzji po obejrzeniu całości następnego dnia musiał ponownie go obejrzeć, ponieważ jego podświadomość prawie natychmiast wyparła z pamięci niemal każdą scenę, jaką zobaczył. Im bliżej finału serialu, tym Arrow stacza się jeszcze niżej. Tyczy się to tak wydarzeń w Star City, jak i retrospekcji na wyspie, które momentami nawet ratowały odbiór niektórych odcinków, ale szkoda, że tym razem tak nie było. Finał pewnie niewiele pod tym względem zmieni, a utwierdzi tylko w tym, że Arrow to obecnie jeden z najgorszych seriali nie tylko superbohaterskich, ale w ogóle. I nawet oglądanie go z wielkim przymrużeniem oka tego nie zmieni.
Źródło: zdjęcie główne: The CW
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat