„Arrow”: sezon 4, odcinek 3 – recenzja
Pół kroku naprzód i krok wstecz. Kiedy już wydawało się, że w serialu "Arrow" coś drgnęło, otrzymujemy odcinek pełen rażących głupotek.
Pół kroku naprzód i krok wstecz. Kiedy już wydawało się, że w serialu "Arrow" coś drgnęło, otrzymujemy odcinek pełen rażących głupotek.
Zeszłotygodniowy odcinek „Arrow” pozytywnie zaskoczył pokazaniem genezy znanego z komiksów złoczyńcy Anarky’ego, wprowadzeniem Olivera w wątek polityczny, kilkoma udanymi żartami, lepiej wyglądającymi bijatykami i ciekawie rozwijanym charakterem Thei. W zupełnie niezrozumiały sposób odcinek 3. odcina się jednak od większości z tych elementów i stanowi siarczysty policzek nawet dla najzagorzalszych fanów produkcji.
Pod względem fabularnym serial rozwija się pokracznie. „Restoration” nie oferuje żadnego konkretnego zwrotu akcji, powtarzają się nieudolne starcia z kolejnymi członkami organizacji H.I.V.E., a historię do przodu posuwają informacje otrzymane szczęśliwym zbiegiem okoliczności przez znajomego z A.R.G.U.S. Nieznane są także głębsze motywacje Damiena Darkha, aktualnie motywem przewodnim jest więc pozbycie się Green Arrowa - i nie ma w tym absolutnie nic oryginalnego.
W efekcie kolejnego ataku na bohatera doszło jednak do spodziewanego pogodzenia się z Diggle’em i wątek ten wypadł całkiem przyzwoicie - głównie za sprawą szczerej rozmowy, którą między sobą przeprowadzili. I tak trwał ciut dłużej, niż można było przypuszczać. Co się zaś tyczy samego Johna, to trzeba przyznać, że nareszcie odznacza się samodzielnym, odrębnym charakterem, a noszony przez niego hełm (i rozsuwana szybka) nie wyglądają w ruchu aż tak tragicznie i niepraktycznie, jak można się było obawiać.
[video-browser playlist="755894" suggest=""]
Symbolem wad odcinka po raz kolejny okazał się przejściowy złoczyńca. Wprowadzony przed tygodniem Anarky jeszcze powróci, ale tym razem nic już nie tłumaczy zmarnowanego potencjału Jeremy’ego Tella, w którego wcielił się JR Bourne. Aktor ten obdarzony jest wypełniającą ekran charyzmą i prawdziwie złowrogą prezencją, co nawet w połączeniu z podejrzaną logiką zabijania kartami dawało intrygujący efekt. Efektownie wypadło pierwsze starcie z Green Arrowem, z którego nieoczekiwanie wyszedł on zwycięsko. Wydawało się więc, że będzie nielichym badassem, ale już chwilę później dał się zaskoczyć Felicity w jednej z najgłupszych sekwencji w historii serialu. Truchcik w szpilkach, niepotrzebne przewracanie szafki i niekontrolowane walenie z karabinu to pomysły, które na ekranie wyglądały po prostu idiotycznie. Jakby tego było mało, zaledwie postrzelony Double Down zdecydował się od razu uciec z miasta, nie zważając zupełnie na konsekwencje gniewu Darhka i nie podejmując kolejnej próby ataku.
Swoją drogą, strzelanie na oślep było i tak najefektywniejszym wykorzystaniem broni palnej. Felicity jako jedyna faktycznie w kogoś trafiła. Strzelaniny w „Arrow” są fatalne i z reguły dają komiczny efekt. Podobnie było na początku odcinka, gdzie postawiono na tanie efekciarstwo (dziwny wybuch), a także w połowie, kiedy ostrzeliwujący się z oprychami Diggle chował się za… barierką. Walki wręcz wróciły zaś do swojego standardowego poziomu, choć trzeba przyznać, że coraz odważniej twórcy uciekają się do dynamicznego montażu – co ma oczywiście swoje wady i zalety.
Na drugim planie pojawiły się nic niewnoszące, a obecnie wręcz wybijające z rytmu retrospekcje – i to jedyne, co można o nich powiedzieć. Tymczasem w Ośrodku Wypoczynkowym Nanda Parbat, otwartym dla niespodziewanych gości i z zawsze gotowymi dla nich sypialniami, działo się niewiele lepiej. Wątpliwości budził już sam fakt przetransportowania trumny do odizolowanego pałacu, ale jeszcze mniej przekonujące były motywacje i tłumaczenia bohaterów. Nawet jak na niesprecyzowaną i elastyczną mitologię serialu zaspokojenie żądzy mordu, po którym następuje kilka tygodni spokoju, wydaje się naciągane. Zgoda Malcolma na wskrzeszenie Sary również była mocno uproszczona (lepszy byłby pomysł potajemnego wykorzystania Jamy przez Laurel), a sama scena powrotu do życia – podobnie jak to było w przypadku Thei – wypadła rozczarowująco.
Co ciekawe, w zwiastunie „Legends of Tomorrow” pokazano o wiele lepiej wyglądającą sekwencję, dlaczego więc z niej nie skorzystano? Chyba że dopiero później zostanie użyta, ale po cóż innego naga Sara miałaby się kąpać w jaskini, szczególnie że dotychczasowa Jama Łazarza została „popsuta”, co stanowiło zresztą kwintesencję głupot odcinka. Może więc, aby uleczyć dziką osobowość Sary, bohaterowie będą zmuszeni odnaleźć nowe źródło magicznych wód? W każdym razie jej transformacja w White Canary zapowiada się dość tajemniczo.
Czytaj również: „Flash”: sezon 2, odcinek 3 – recenzja
Niewątpliwy potencjał na coś świeżego ma także powrót Raya Palmera, czego zagadkowa zapowiedź (wariujący telefon Felicity) jest być może największym pozytywem odcinka. Serialu „Arrow” w pełni wskrzesić się nie uda, ale ciągle jest szansa, że – choćby z defektami – powróci on do życia. Nadzieja umiera bowiem ostatnia.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat