Arrow: sezon 4, odcinek 4 – recenzja
Po dość przeciętnym początku nowego sezonu Arrow pojawia się światełko w tunelu. W końcu coś, co ma ciut więcej sensu i lepiej się ogląda.
Po dość przeciętnym początku nowego sezonu Arrow pojawia się światełko w tunelu. W końcu coś, co ma ciut więcej sensu i lepiej się ogląda.
Arrow wykorzystuje najnowszy odcinek do wyeliminowania wielkiej wady 3. serii, czyli absurdalnej i momentami głupiej relacji Olivera z Lance'em. Zachowanie kapitana w poprzednim sezonie bardzo często było irracjonalne, idiotyczne i nielogiczne. Dlatego też odcinek, który w tak zgrabny sposób naprawia te niedociągnięcia, był bardzo potrzebny. Udaje się to zrobić naprawdę dobrze, a niektóre momenty mają nawet emocje (i to pozytywne, czego w Arrow ostatnio brakuje). Scena rozmowy Lance'a z Oliverem w domu policjanta świetnie to obrazuje. Bardzo zaskakuje Stephen Amell, który dostaje ładną emocjonalną scenę w tej wymianie zdań. Coś się tutaj rusza.
Sam Lance w końcu staje się kimś, kto może być atutem serialu, a nie dopiskiem do listy jego ogromnych wad. Jego zachowanie w tym odcinku, czasem niezłe, zabawne i trafne teksty są dużym plusem. Wszystko tutaj zaczyna grać tak jak należy i można znów polubić Lance'a. Nawet scena próby zabicia Sary, pomimo całej nadekspresywnej otoczki, może się podobać, bo pokazuje bohatera w dość trudnym położeniu i na pewno będzie mieć wielki wpływ na jego rozwój. Nie ma tu znaczenia fakt zamiaru, bo każdy widz raczej doskonale zdaje sobie sprawę, że Lance tego by nie zrobił. Oby ten odcinek był zaledwie pierwszym krokiem w stronę polepszenia jakości tego serialu i roli tej postaci.
[video-browser playlist="755807" suggest=""]
Wątek kryminalny wydaje się ważniejszy, niż ten odcinek sugeruje, aczkolwiek samo rozwiązanie jest trochę przeciętne i nie zachwyca. Przede wszystkim chodzi o postać policjantki, przywódczyni grupy dokonującej napadów. Problem mam tak naprawdę tylko z tym, że twórcy przedstawiają tę bohaterkę (graną przez Rutinę Wesley) jak typowy czarny charakter tygodnia, a to stoi poniżej oczekiwań. Z drugiej strony Wesley ma rolę powracającą, więc jeszcze może mieć jakieś znaczenie. Na razie trudno tak naprawdę ocenić tę postać - stereotypowa twarda policjantka z dość wyraźnie zaznaczonym kodeksem moralnym. Być może tak naprawdę oglądaliśmy origin nowej postaci, której rola będzie się rozwijać w interesującą stronę odkupienia win. Pomimo braku czegoś wyjątkowego w tej policjantce zwiększenie roli takiej postaci będzie czymś dobrym, a nawet potrzebnym. Za dużo tutaj superbohaterów w maskach. Trzeba kogoś zwyczajnego, twardego, kto doda tutaj czynnik ludzki.
Retrospekcje w tym odcinku nie porywają. Rzekłbym, że nic ciekawego się w nich nie dzieje i znów sprawiają wrażenie zapychacza. W tym wszystkim dobre jest to, że końcówka wyraźnie sugeruje rozruszanie wątku w kolejnych odcinkach.
Kwestia Felicity i nagrania Palmera jest dość ciekawa. Wiemy, że bohaterka reaguje typowo i nie domyśla się, o co tak naprawdę chodzi. Wydarzenia z tego odcinka wydają się jasno sugerować, co stało się z Palmerem - problemy z komputerami i znajomy kod wysłany do Felicity zmuszają do jednego wniosku. Palmer nie zginął w wypadku, on po prostu gdzieś tam sobie cały czas jest w miniaturowej wersji, a te wszystkie zdarzenia to próba kontaktu i uzyskania pomocy. Mam nadzieję, że bohater ten wróci przynajmniej na kilka odcinków. Przyda się on tutaj.
Arrow zalicza naprawdę solidny odcinek z wieloma plusami. Lexi Alexander pokazała, że nadal pamięta, jak opowiadać historię i jak poprawnie pokazywać sceny akcji.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat