Arrow: sezon 5, odcinek 13 – recenzja
Arrow niebezpiecznie pikuje w dół, zbliżając się poziomem do swoich najsłabszych sezonów. Odcinek Spectre of the Gun dobitnie pokazał, że przerwanie ciągłości fabularnej tylko szkodzi. Pokazał również, jak głupie pomysły twórcy mają na zapychacze...
Arrow niebezpiecznie pikuje w dół, zbliżając się poziomem do swoich najsłabszych sezonów. Odcinek Spectre of the Gun dobitnie pokazał, że przerwanie ciągłości fabularnej tylko szkodzi. Pokazał również, jak głupie pomysły twórcy mają na zapychacze...
Drętwa, wręcz kpiąca z inteligencji widza fabuła to był znak firmowy Arrow zwłaszcza w czwartym sezonie. Najnowszy odcinek zdecydowanie nawiązał do niechlubnego okresu tego serialu, dając nam kompletnie abstrakcyjną fabułę i strasznie drętwe dialogi (o akcji nie warto nawet wspominać).
Fabuła Spectre of the Gun skupia się wokół problematyki legalnego dostępu do broni, a przede wszystkim rejestracji właścicieli. Wszystko to jest spowodowane wtargnięciem do ratusza zamachowca, który zabija kilka osób, a kilkanaście rani. Początkowo uznano, że celem ataku miał być burmistrz. Prawda okazała się bardziej wstrząsająca – zrozpaczony mąż i ojciec chciał zwrócić uwagę na to, że na ulicach jest za dużo broni – i tej zarejestrowanej, i tej niezarejestrowanej.
Arrow jak nigdy dotąd zaczął poruszać kwestie społeczne i dość znany problem w Stanach Zjednoczonych – czy faktycznie każdy powinien mieć dostęp do broni i jak ograniczyć takie zjawiska, jak samotne ataki na szkoły tudzież dyskoteki, supermarkety czy inne miejsca, gdzie w strzelaninach ginie sporo niewinnych osób. Wszystko byłoby w porządku, bo też same komiksy niejednokrotnie były głosem reagującym na dane problemy społeczne, a czasem nawet na sytuację polityczną w kraju czy na świecie (w końcu Supermen czy Kapitan Ameryka byli w okresie powstawania czymś, co miało podnosić ducha Amerykanom). Problem w tym, że – mówiąc bez ogródek – twórcy Arrow zabrali się za to od d*py strony (Czytelnicy, wybaczcie słownictwo). Bo mamy przecież piąty sezon, w którym pojawia się kolejne pokolenie złoczyńców i Team Arrow. Część z nich od zawsze korzystała z broni palnej. Pal licho złoczyńcy – w ich przypadku to przecież normalka. Ale taki Diggle bez pistoletu byłby jak Oliver bez swojego łuku. Wild Dog to samo – umiejętności walki wręcz nawet niezłe, ale to głównie dzięki broni jest w stanie skutecznie pomagać (wszak jako jedyny w ogóle próbował zatrzymać napastnika w ratuszu – o tym jednak za chwilę). W tym momencie zaczęła się więc prawdziwa komedia, w której zaczęto rozkminiać (w piątym sezonie!), czy w ogóle tej broni powinni używać, czy powinna być zarejestrowana, kiedy powinno się ją nosić itd., itp. Bo przecież powszechny dostęp do broni może spowodować, że komuś zwyczajnie może odbić i w ogóle – broń jest be (przypominam – serial superbohaterski, piąty sezon, większość na co dzień posługuje się bronią palną od samego początku). Już gorsze od fatalnego pomysłu na fabułę były dialogi (zwłaszcza umoralniające gadki Mr. Terrific kierowane do Wild Doga, z którym ramię w ramię walczy nie od dziś...) oraz „wielkie” przemowy Oliviera do ludu (kto te teksty układał?!?!?!). Dziur fabularnych również było co niemiara. Przykłady?
W czasie konferencji po ataku na ratusz pojawili się wszyscy dziennikarze. Wszyscy poza kochanką samego burmistrza – Susan Williams, która przecież jest najostrzejszą i najbardziej dociekliwą dziennikarką w całym Arrowverse. W czasie samego ataku, by ochronić burmistrza, nagle pojawiło się mnóstwo wykwalifikowanych ochroniarzy – nikt, żaden z nich nawet nie pomyślał o tym, aby spróbować powstrzymać napastnika (inna kwestia to jak gość mógł przejść z całą torbą broni!). Zrobił to dopiero jeden, jedyny Rene, któremu do końca odcinka dostawało się za to od wszystkich. Zapewne miał ruszyć na napastnika z kwiatami i zacząć go przepraszać za to, że w ogóle żyje.
Słabo wypadły również retrospekcje, które zresztą skupiły się na pokazaniu, jak bardzo dramatyczną postacią jest właśnie Rene. Niestety, tu również twórcy Arrow postanowili zakpić z widzów, prezentując mało wiarygodną historię człowieka, który w jedną noc stracił wszystko (scena, w której umierający napastnik przy upadku zdołał jeszcze wystrzelić pocisk, który zabija żonę Rene, przejdzie zapewne do jednej z najgłupszych w historii tego serialu), przez co stał się tym, kim się stał.
Z odcinka na odcinek Arrow staje się serialem, któremu brak jakiejkolwiek logiki, rzucając widzom ochłap w postaci nieprzemyślanej fabuły. Jeśli chodzi o ten sezon – był to zdecydowanie najsłabszy odcinek, który równie dobrze można było wsadzić w poprzedni, ponieważ swoim poziomem niewiele od niego odstawał. Brakowało tylko teen dramy i wątków rodem z Olicity. W chwili obecnej Arrow jest najsłabszą produkcją (po przecież świetnej pierwszej połowie sezonu) z całego Arrowverse. Jedyna nadzieja na poprawę, to zdecydowany powrót do wątku Prometheusa. Po ostatnich odcinkach rośnie jednak obawa, że i tutaj zabrakło scenarzystom pary i to również spłycą.
Źródło: zdjęcie główne: The CW
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat