Peacemaker: sezon 2, odcinek 6 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 26 września 2025W końcu nie mamy do czynienia z nudnym, przegadanym i mało zabawnym odcinkiem Peacemakera. Wygląda na to, że James Gunn doczołgał się do momentu w fabule, na który tak bardzo czekał. I w końcu pokazał wszystkie swoje zalety. Co za twist!

2. sezon Peacemakera do tej pory określiłbym mianem niemrawego. Był powolny, ale jednocześnie gnał do przodu bez rozwijania jakichkolwiek postaci pobocznych – czy to nowych, czy starych. Nie był też ani tak zabawny, ani tak kreatywny, jak premierowa odsłona. Miałem wrażenie, że James Gunn przez pierwszych pięć odcinków kompletnie nie miał pomysłu na prowadzenie fabuły i wolał wrzucać gagi niskich lotów oraz niepotrzebne wątki (jak nemesis Orzełka), byle tylko wypełnić i tak krótki metraż.
Z radością mogę powiedzieć, że wszystkie powyższe określenia nie pasują do najnowszego odcinka Peacemakera, który w końcu wchodzi na odpowiedni poziom. Oferuje dobrą rozrywkę i sporo śmiechu.
Teorię o drugim, "idealnym" świecie Chrisa przedstawiłem Wam kilka odcinków temu. Cieszę się, że znalazła ona potwierdzenie w serialu Jamesa Gunna. Podoba mi się to, że Chris wcale nie zauważył tych wszystkich sygnałów, które wypatrzyła widownia, a także Harcourt podczas swojego parominutowego pobytu (braku ludzi o innym kolorze skóry niż biały, a teraz flagi Stanów Zjednoczonych ze swastyką). Cały ten zwrot akcji był przewidywalny, gdy uważanie oglądało się serial, ale mimo to bardzo mnie zadowolił. Kompletnie wywraca sytuację. W końcu pojawiła się też stawka i to nie byle jaka. Ojciec Chrisa przebił dłoń Economosowi i go przygwoździł, Adebayo jest ścigana przez rasistów na czele z bratem postaci Johna Ceny, a Harcourt i Peacemaker zostali nakryci przez drugą Harcourt i ochronę Argusa. Tylko Vigilante zdaje się świetnie bawić. Bardzo się cieszę, że jego sobowtór z innej Ziemi jest identyczny pod względem charakteru. Pasuje mi to. Oczywiście nienawidzi Peacemakera z tego świata i należy do Synów Wolności, co również dało się przewidzieć. Interakcja dwóch Adrianów była absurdalnie zabawna, a powtórzenie mema ze Spider-Manem okazało się wisienką na torcie.

Freddie Stroma jako Vigilante miał w końcu więcej do roboty, co zaowocowało powrotem humoru do serialu. Scena z matką i Harcourt z początku odcinka mnie rozbroiła z powodu swojej absurdalności. Późniejsze momenty – powiązane z tym, że Harcourt nie miała pojęcia o drugiej Ziemi i gadała bzdury bratu Chrisa – też były zabawne. Miny strażników Argusa przywykłych do spokojnej i ułożonej Harcourt po tym, jak "nasza" wersja zaczęła ich wyzywać, były bezcenne. Vigilante wskakujący do krzaka niczym postać z kreskówki, żeby się ukryć przed samochodem, to też bardzo dobry moment – parsknąłem ze śmiechu!
Pojawiła się stawka, humor, a także emocje. Rozmowa Chrisa z Harcourt po jej uwięzieniu została naprawdę dobrze zagrana przez aktorów. Cieszy, że Emilia w końcu się otworzyła i pozwoliła sobie na moment słabości. Gołym okiem widać, że czuje coś względem Chrisa – nawet jeśli wbrew sobie. Po prostu nie jest w stanie tego wyrazić z powodu złamanej psychiki. Świetnie to odegrała Jennifer Holland. Roztrzęsienie Harcourt, wewnętrzne załamanie i niemoc były przekonujące i wzmocniły ten moment. Mam nadzieję, że Chris pójdzie po rozum do głowy i zrozumie, że łatwe życie nie oznacza wcale dobrego.

Nie można nie wspomnieć o pierwszym (może nie ostatnim) dużym cameo w DCU. Lex Luthor powrócił i spotkał się z Rickiem Flagiem seniorem, żeby pomóc mu w odszukaniu portalu Peacemakera. Zobaczenie Nicholasa Houlta w tej roli było świetnym momentem. Cieszę się, że James Gunn przynajmniej na razie dba o to, żeby okruszki DCU pojawiały się w różnych miejscach uniwersum. Lex pasował do tej historii. Nawet podkręcenie wulgarności i absurdalności dialogów wcale mi nie przeszkadzało. Czuć, że to ten sam arogancki, wredny i patrzący na wszystkich z góry Luthor. Udało mu się załatwić przeniesienie do innego więzienia, które przynajmniej w komiksach było ulokowane blisko Metropolis. Widać, że Lex ma już jakieś plany na ucieczkę, co pewnie będzie powiązane z fabułą Man of Tomorrow. Rick Flag stwierdził też, że superzłoczyńca zaczął współpracować z Argusem od tego momentu, więc trzeba przyznać, że geniusz zła nieźle się ustawił.
Ciekawi mnie kwestia braku Judomastera w tym odcinku. W końcu wszedł on do drugiego świata za Chrisem, gdy ten zdecydował się na przenosiny. Myślę, że może to być powiązane ze słowami, które padły przy pościgu za Adebayo. Wówczas krzyknięto, że "jedna uciekła", co może sugerować, że wszystkie osoby o innym kolorze skóry niż biały są przetrzymywane w więzieniu lub obozie koncentracyjnym. Byłby to niezwykle mroczny zwrot jak na serial komediowy. Sądzę, że Judomastera jeszcze w tym sezonie zobaczymy. Może nadejdzie moment jego połączenia sił z Peacemakerem, by wydostać się z tego świata.

Na seansie tego odcinka Peacemakera przypomniał mi się serial Obcy: Ziemia. Dlaczego? Bo tam mieliśmy odwrotną sytuację. Dzieło Noaha Hawleya zaczęło z wysokiego poziomu, ale później spadało coraz niżej i niżej – aż do rozczarowującego finału, prawie pozbawionego zalet. 2. sezon Peacemakera może i zaczął się nieźle, ale potem poziom spadł tak bardzo, że odechciewało się śledzić kolejne odcinki. Teraz za to dostaliśmy epizod tak dobry, że nie mogę się doczekać tego, co stanie się za siedem dni. I mam wrażenie, że poziom będzie rósł, bo dotarliśmy do momentu, na który James Gunn miał konkretny plan. Wszystko przed tym było tylko obowiązkowym wypełniaczem czasu.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 36 lat
ur. 1989, kończy 36 lat
ur. 1982, kończy 43 lat

