

"Scorpion" w odcinku świątecznym mógł pójść w bardzo złym kierunku, bo w końcu nieraz widzieliśmy bohaterów odmawiających istnienia w nich emocji i uciekających od nich w stronę obłudy i irytujących argumentów. Twórcy jednak mają to na uwadze, bo zaczęli doprowadzać do powolnego dojrzewania postaci i nie zatrzymują tego procesu. On w tymże odcinku jest kluczowy dla postrzegania kilku podstawowych bohaterów serialu.
Fabularnie "Scorpion" prezentuje się znacznie lepiej niż czasem podobne w formie "Hawaii 5.0", które ostatnio złapało zadyszkę. Tutaj twórcy nie idą w skrajny banał (sprawiający, że odbiór wydarzeń staje się nie do zniesienia), ale w dramatyzm. Osadzenie historii świątecznego epizodu na barkach tak niecodziennej historii okazuje się strzałem w dziesiątkę, bo wydarzenia z dzieciakiem mają ważny wpływ na bohaterów i ich życie. Przede wszystkim jednak liczy się przedstawienie tego wątku, które pozytywnie zaskakuje, czyli wysokie tempo, dramatyzm oraz spore napięcie. Są w tym silne emocje, które sprawiają, że ogląda się go z niebywałym zainteresowaniem. Po raz pierwszy genialność Waltera (Elyas Gabel) została wystawiona na taką próbę, że w pewnym momencie uwierzyłem, iż on się pomylił i popełnił błąd.
[video-browser playlist="644069" suggest=""]
To ma jednak świetny wpływ na Waltera, który dojrzewa dość wyraźnie, bo pozostawił za sobą tego egocentrycznego człowieka z klapkami na oczach i zaczyna się otwierać na świat. Kluczem nie są tutaj same dramatyczne wydarzenia, ale zrozumienie ich znaczenia oraz akceptacja. Walter zdał sobie sprawę z istoty świąt i po raz pierwszy nie próbował czegoś logicznie wyjaśnić. Zdał się na coś, co jest wbrew jego naturze - na wierze w coś, czego nie można wyjaśnić naukowo, i akceptację społecznych konwenansów. To jest krok w odpowiednią stronę, a zasługa w tym oczywiście Paige (Kathryne McPhee). Prawdopodobnie sam Walter też zdaje sobie sprawę z tego, jak obcowanie z tą osobą robi z nich prawdziwych ludzi. Uczucie, którym ją darzy, staje się coraz wyraźniejsze i wiele wskazuje na to, że on także zaczyna zdawać sobie sprawę z jego istnienia.
Istotną rolę odgrywa wątek Toby'ego oraz Happy. Z jednej strony ważne jest ciągłe rozbudowywanie ich relacji, która nadal wzbudza sympatię i nigdy nie przekracza granicy smaku. Jednak jej rozwój jest dostrzegalny, bo stopniowo następuje tutaj miłe ocieplenie, które powinno z czasem doprowadzić do czegoś ciekawego. No i mamy też samą Happy, która staje się w tym odcinku ludzka jak nigdy przedtem (w związku z biologicznym ojcem). Wątek ku pokrzepieniu serc na święta, ale ma przyjemny wpływ na to, jak postrzegamy tę bohaterkę. To może zaprocentować. Nie zapominajmy też o Sylvestrze, który wciąż odczuwa wpływ traumatycznych przeżyć i zaczyna dojrzewać, posuwając się do czynów, których po nim byśmy się nie spodziewali.
"Scorpion" serwuje odcinek dynamiczny, emocjonujący i dobrze przemyślany. Nie brak tutaj umiarkowanej dawki banału, jak to w świątecznych epizodach bywa, ale nie przekracza on granicy smaku, dzięki czemu frajda jest duża.
Zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/


