Świątynia na bagnach - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 2 maja 2019Świątynia na bagnach to kolejny tom serii fantasy Bramy ze złota autorstwa Michała Gołkowskiego. Jak wypada ta książka? Oceniamy.
Świątynia na bagnach to kolejny tom serii fantasy Bramy ze złota autorstwa Michała Gołkowskiego. Jak wypada ta książka? Oceniamy.
To już trzecia część przygód Zahreda, nieśmiertelnego wojownika, od wiek wieków powstającego z martwych, pobłogosławionego (lub przeklętego) przez pradawnych bogów, których już nikt nie pamięta. Zapewne musiał im zajść za skórę, tak jak potrafi to zrobić kolejnym władcom i królestwom, które przez stulecia miały pecha znaleźć się na jego drodze. Bowiem Zahred potrafi zmanipulować wszystkich, a jego (prawie) jedyną radością życia jest napawanie się zamętem wojny, najlepiej domowej i ogólnie rzecz biorąc – chaosem, zniszczeniem i śmiercią. Niekoniecznie swoją, bowiem ma pewność, że za każdym razem powstanie z martwych.
A jeśli owo „zmartwychwstanie” przeciągnie się w czasie? Co, gdy doczesne szczątki Zahreda trafią w niegościnne rejony, w leśne ostępy pośród mokradeł, gdzie usłużne robactwo nie będzie miało szans na pełną odbudowę ciała? I co się z nim stanie, gdy odnajdzie go nie kto inny, a młodziutki chłopak, który będzie uważał go za boga? Dodajmy, boga domagającego się ofiar i w pewien przedziwny sposób od niego uzależnionego?
Można by rzec, że Świątynia na bagnach, pierwsza część trylogii Bramy ze złota, snuje przypowieść o powstaniu nowej religii, o zależności człowieka od boga i odwrotnie, ale tak naprawdę to historia o podświadomym dążeniu do władzy za wszelką cenę, usprawiedliwianiu popełnianych nikczemności wyższym celem, zaślepieniu i korupcji, która po cichutku zastępuje idealizm, o ile ten w ogóle wcześniej istniał. Z czasem i z tokiem opowieści zaczyna nam być żal Zahreda, którego do tej pory, po przeczytaniu poprzednich dwóch powieści o jego wyczynach (Spiżowy gniew i Bogowie pustyni), uważaliśmy za zło wcielone. Poczynamy kibicować jemu, a nie zniewalającemu go kapłanowi, tym bardziej, że w grze pojawia się również nietuzinkowa kobieta w typie Meridy Walecznej, zafascynowana „nie do końca umarłym”, a jednocześnie, jak na swoje czasy, wielce wyzwolona.
Co do czasów, czytając Świątynię na bagnach, mamy nieodparte wrażenie, że przenieśliśmy się do osady łużyckiej z Biskupina, opisanej z niebywałym wdziękiem i smaczkami, zarówno pod względem „topograficznym”, jak o „socjologicznym”. Zofia Kossak-Szczucka ze swoim Grodem nad jeziorem może się tych lakonicznych, ale obrazowych opisach schować. W ogóle, nie ujmując researchowi związanemu z poprzednimi powieściami, ze szczególnym uwzględnieniem wcześniejszych przygód Zahreda, mam wrażenie, że gdyby Michał Gołkowski postanowił opowiedzieć nam książkę telefoniczną, także czytalibyśmy jego opisy z zapartym tchem - pod jego ręką prawdopodobnie każdy telefon w rejestrze zyskałby niezwykłą osobowość. Oto prawdziwy talent, niezanikający również przy dialogach, choreografii walk czy rysie psychologicznym postaci.
W Świątyni na bagnach zagłębienie się w klimat ociekających wilgocią mokradeł i pradawnych, ciągnących się okiem sięgnąć borów szumiących, sprawia niesamowitą frajdę, mimo jednoczesnego zetknięcia z pokrętnymi ludzkimi knowaniami i ideami. O dziwo, nietypowo jak w przypadku prozy tego autora, pojawia się także prawdziwie interesująca kobieta oraz promyczek nadziei, choć jedno i drugie może ulec zatracie w dwóch kolejnych częściach historii Zahreda w krainie Słowian (i Wikingów?) czyli dalszym ciągu Bram ze złota, na które z niecierpliwością czekamy.
Osobne uznanie należy się czarno-białym grafikom Vladimira Nenova, znakomicie uzupełniającym tekst i pięknie wpisującym się w klimat powieści.
Źródło: fot. Fabryka Słów
Poznaj recenzenta
Monika KubiakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat