Szef internetów: 3 sezon, odcinek 1-3 - recenzja
Szef internetów powraca, a wraz z nim jego syn, który ponownie ładuje się w tarapaty.
Szef internetów powraca, a wraz z nim jego syn, który ponownie ładuje się w tarapaty.
Przez dwa poprzednie sezony serial internetowy Szef internetów od OLX skupiał się na postaci syna gangstera, granego przez Michała Milowicza, i jego przygodach w czasie zakupów przez internet. Syn Szefa próbował otworzyć klub muzyczny z pomocą Prawej Ręki Szefa (w tej roli Andrzej Zielinski).
W trzecim sezonie cel został osiągnięty. Obywa się otwarcie z wielką pompą. Przychodzi cała śmietanka. Impreza trwa do samego rana. Ojciec (Bohdan Łazuka) jest w końcu dumny ze swojego potomka. Coś mu się udało. A przynajmniej tak się na początku wydaje. Bo przecież nie mogło być za pięknie...Jeśli się czegoś nauczyliśmy z oglądania filmów gangsterskich, to tego, że mafiosi jeszcze bardziej od kradzieży swoich „produktów” nienawidzą jak ktoś kradnie im kobiety. I tu zaczyna się cały ambaras.
Szef Internetów jest produkcją luźno nawiązującą do filmu Olafa Lubaszenki na podstawie scenariusza Mikołaja Korzyńskiego. Produkcja opowiada o losach starego mafiosy granego przez Bohdana Łazukę i jego syna, którzy są królami internetu. Żaden cwaniak im nie podskoczy. Przynajmniej szefowi, bo jego syn to zupełnie inny kaliber. Głąb. Taki Piotruś Pan, który pomimo zaawansowanego wieku nigdy nie dorósł. Cały czas potrzebuje kogoś, kto będzie nad nim czuwał.
Historyjki z udziałem bohaterów trwają tylko 4-5 minut, ale zawsze poziomem humoru były zbliżone do filmowej klasyki. Oczywiście są lepsze i gorsze odcinki, ale każdy ma swoje zabawne momenty. W trzecim sezonie twórcy postanowili zmienić konwencję - powstała zabawna fabuła podzielona na odcinki.
Oto pewien gangster lubiący frytki i sweterki w krzykliwe kolory wychodzi z więzienia i chce wyrównać rachunki. Owego recydywistę gra nie kto inny jak Miroslaw Zbrojewicz. Jest to kolejny hołd dla polskiego kina. Widz aż chciałby, by te kolejne odsłony były dłuższe, by mógł bardziej delektować się wszystkimi ukrytymi smaczkami, jakie twórcy poukrywali na drugim i trzecim planie!
Podoba mi się reklamowanie usługi, w tym wypadku OLX, poprzez popkulturę i próbę kontynuowania przygód dawnych bohaterów. Oczywiście jeśli jest to robione z pomysłem, jak to jest w tym przypadku. Wykorzystanie danego bohatera, by wprost reklamował daną rzecz nie byłoby już tak interesujące. Tu dostajemy krótki film, w którym OLX jest tylko tłem, a nie głównym bohaterem.
Widać, że aktorzy bez problemu powrócili do swoich ról. Zwłaszcza Michał Milowicz wygląda jakby nigdy z niej nie wyszedł. Wciąż jest tak samo wyluzowanym głąbem pragnącym zawojować świat. Podobnie zresztą jest z Bohdanem Łazuką, który za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, kradnie całe show. Obelgi wygłaszane przez jego postać są okraszone pewną elegancją. Mógłbym słuchać ich godzinami. No i na koniec mamy wisienkę na torcie, jaką jest pojawienie się Mirosława Zbrojewicza, jako zimnego gangstera, który niczego się nie boi. To jego należy się bać.
Jedyne czego brakuje mi w czwartym sezonie Szefa internetów to czasu. Jak już wcześniej wspomniałem, odcinki są za krótkie. Można by było je trochę jeszcze rozciągnąć, dając poszczególnym bohaterom więcej czasu na rozwinięcie skrzydeł i pokazanie się fanom.
Niemniej jest to produkcja, która uderza w nostalgiczne nuty moich wspomnień. Fajnie jest zobaczyć tych bohaterów i sprawdzić co się działo u nich przez te osiemnaście lat. Może twórcy nas jeszcze zaskoczą i po emisji wszystkich odcinków zbiją to w jedną długą fabułę. Chętnie bym coś takiego zobaczył. Tak z czystej ciekawości by sprawdzić, czy zdałoby to egzamin.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1954, kończy 70 lat
ur. 1979, kończy 45 lat