The 100: sezon 3, odcinek 9 i 10 – recenzja
To dwa ważne odcinki dla fabuły trzeciego sezonu The 100. W końcu całość zaczyna nabierać rozsądnych kształtów, a wątki psujące klimat i jakość odchodzą w niepamięć.
To dwa ważne odcinki dla fabuły trzeciego sezonu The 100. W końcu całość zaczyna nabierać rozsądnych kształtów, a wątki psujące klimat i jakość odchodzą w niepamięć.
Wątek Pike'a jest tym, co tak naprawdę wyraźnie obniżyło jakość trzeciego sezonu The 100. To wówczas serial zmienił się, a solidny pomysł został pokazany w sposób absurdalny, irytujący i po prostu mało wiarygodny. Trudno było kupić zachowania bohaterów, których radykalna zmiana nie była przekonująca, a serwowane absurdy jedynie pogłębiały negatywne wrażenie. Praktycznie nic w tym wątku nie przekonało, a Pike szybko stał się jedną z najbardziej denerwujących postaci telewizji. Oba recenzowane odcinki jedynie to pogłębiają, doprowadzając zarazem do wielkiego finału, który wprawdzie daje pewną satysfakcję, ale nie jestem przekonany, czy zakończono to w sposób rozsądny i odpowiedni. Wydaje się pewne, że Pike zginie i ten wątek jest zakończony, ale to wszystko odbyło się zbyt szybko i za łatwo.
Kwestia Lincolna wywołuje mieszane odczucia, bo wydaje się, że postać ta miała o wiele większy potencjał. Szczególnie w poprzednich sezonach był on pokazywany tak, że w dużej mierze dzięki niemu poznawaliśmy kulturę Ziemian i ich język, a postać miała pewną dozę charyzmy. Po prostu Ricki Whittle stworzył kogoś, kto jest interesujący - nawet jego związek z Octavią z czasem nabrał wyrazu. Coś było nie tak w trzecim sezonie, w którym Lincolna z odcinka na odcinek było coraz mniej. Wydawało się, że idzie to w stronę zabicia postaci. I to właśnie nie przekonuje, bo sposób pozbycia się Lincolna sprawia wrażenie zwyczajnego, niepotrzebnego i zmarnowanego potencjału. Ma to wpływ na Octavię, a po jej zachowaniu w obu odcinkach można rzec, że nawet dobry. Postać nabiera wyrazu, staje się twardsza (jej reakcja w scenie śmierci jest zupełnie inna, niż można było oczekiwać), a jej relacja z Bellamym ulega kompletnej przemianie. W tym aspekcie mamy przynajmniej dojrzały skutek śmierci postaci, którą po prostu można było lepiej wykorzystać.
Tak naprawę najciekawiej jest w stolicy Ziemian, gdzie władzę przejmuje nowa przywódczyni, postać będąca praktycznie w każdym celu przeciwieństwem Lexy - twarda, bezwzględna, bezkompromisowa, a zarazem na swój sposób intrygująca, przerażona i zagubiona. Jest w tym coś interesującego, co w tych odcinkach jest budowane w sposób przemyślany i dający poczucie dopracowanego pomysłu. Jej relacja z Murphym, oszustwo i niechęć do Ziemian to elementy, które mogą jeszcze zaprocentować i doprowadzić do konfliktów zapewniających widzom sporo emocji. Na razie udaje się zrobić to całkiem nieźle.
Najbardziej mieszane odczucia wywołuje we mnie to, co dzieje się w Arkadii w związku ze sztuczną inteligencją. Z jednej strony duży plus - Raven jednak nie dała się w 100% opanować, tak jak miałem nadzieję. Jej siła i próby zwalczenia istoty, którą w pewnym sensie można nazwać wirusem, napędzają znaczną część odcinka. Z drugiej strony - cały zamysł opanowywania umysłów jest strasznie sztampowy, a jak na razie twórcy nie oferują specjalnej oryginalności czy pomysłowości w jego realizacji. Oba odcinki stają się przez to przewidywalne, bo każdy aspekt oparty jest na za bardzo ogranych schematach. Problem w tym, że nie jest to ani ciekawe, ani interesujące, ani emocjonujące. ALIE jako czarny charakter wywołuje obojętność i nie jest postacią, która pasuje do takiej roli. Tu właśnie wydaje się stać problem tego sezonu - to, co działało w nim najlepiej, to polityka, konflikty i poznawanie kultury Ziemian. Wątek ten został kompletnie zmarnowany przez twórców, najwyraźniej tylko po to, by dać nam coś tak mdłego, jak odtwarzanie schematów z opanowywaniem umysłów. Niby w tym wszystkim jest pomysł na coś więcej, bo w końcu pada stwierdzenie, że Arkadia to tylko pierwszy krok, ale czy naprawdę twórcy nie mieli ciekawszych pomysłów na wykorzystanie klimatu postapokaliptycznego?
Główni bohaterowie bardzo się zmienili przez te trzy sezony. Czuć to szczególnie w przypadku Bellamy'ego i Clarke. Ten pierwszy był przez ostatnie odcinki źle prowadzony, a jego przemiana w fanatyka nie była wiarygodna. Wprawdzie nieźle wykorzystano jego miłość do siostry, aczkolwiek biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia, ten krok powinien zostać postawiony ciut wcześniej. Dlatego też cała scena w jaskini z obiciem Bellamy'ego przez Octavię jest przekonująca i zrozumiała. Można by rzec, że to ten moment, gdy Bellamy robi pierwszy krok w stronę zrozumienia swojego błędu, ale tak jak zwrócił na to uwagę Kane, jeszcze w pełni tego nie rozumie. Clarke natomiast dojrzała, stając się bohaterką ciekawszą, inną i przede wszystkim twardszą. Dobrze nakreślono jej emocje po śmierci Lexy, ale zarazem nie oparto fabuły tylko na opłakiwaniu, pozwalając organicznie się jej rozwinąć w ciekawszą stronę. Tutaj gra to dobrze.
Drugi i początek trzeciego sezonu The 100 były pozytywnie zaskakujące, ale potem napięcie trochę siadło i rozrywka nie była tak bardzo satysfakcjonująca. Te dwa odcinki udowadniają, że nie do końca wszystko tutaj gra i jest po prostu nierówno, a do tego nie wszystkie pomysły działają. Nieźle, ale trochę brakuje do potencjału zaprezentowanego przez twórców.
źródło zdjęcia głównego: The CW / materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat