The Bold Type: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Główne bohaterki serialu nie spoczywają na laurach i po raz kolejny udowadniają, że los spoczywa w ich własnych rękach. Nie straszny im ani pozew sądowy, ani zbyt niska płaca, zwłaszcza jeśli marzenia są na wyciągnięcie ręki.
Główne bohaterki serialu nie spoczywają na laurach i po raz kolejny udowadniają, że los spoczywa w ich własnych rękach. Nie straszny im ani pozew sądowy, ani zbyt niska płaca, zwłaszcza jeśli marzenia są na wyciągnięcie ręki.
Piąty odcinek serialu nie odstaje za bardzo jakością od swoich poprzedników. Jest równie dynamiczny, kolorowy i lekki jak jego poprzednicy. Tym razem przed bohaterkami postawiono jednak nieco inne problemy i trzeba przyznać, że są one zarówno interesujące jak i trochę już oklepane.
W przypadku Jane odnosi się wrażenie, że jej w udziale przypadną wszystkie problemy młodego dziennikarza. Pozew do sądu dla gazety Scarlet jest spowodowany jednym z artykułów, które napisała Jane. Dotyczył młodej kobiety, która porzuciła karierę w branży finansowej i zdecydowała się tańczyć na rurze w klubie ze striptizem. Sytuacja wydaje się być niezwykła, nic więc dziwnego, że Jane się tym zainteresowała. Szkopuł tkwi w tym, że wg tancerki Jane dopuściła się do nadużycia i zdradza zbyt wiele z jej prywatnego życia. Konflikt, który powstał na tym gruncie wydaje się być ciekawy, tym bardziej, że dla Jane jest to pierwszy w życiu pozew, a motywy stojące za jej artykułem były jak najbardziej pozytywne. Sęk w tym, że na dobrych chęciach scenarzystów się skończyło, bo całość wyszła dość płytko i poprawnie. Serial niejednokrotnie pokazał, że potrafi podejść niestandardowo do typowych problemów, niestety nie w tym przypadku. Cała akcja kończy się szybkim happy endem, Jane spada na cztery łapy, a Jaqueline nie pokiwała nawet groźnie palcem w jej stronę. Wystarczyło dodać nieco więcej komplikacji do całej tej sprawy albo zakończyć w inny niż dotychczas sposób, a cały wątek nabrałby zdecydowanego charakteru. Nie da się nie zauważyć, że chodziło tu raczej o wypunktowanie feminizmu i wypchnięcie go na pierwszy plan, w końcu Morgan Stanley (tancerka) przełamała pewne społeczne tabu. Szkoda, że zabrakło tutaj bardziej zdecydowanych rozwiązań fabularnych.
O ile Jane przechodziła swój mały zawodowy koszmar, o tyle Sutton musi zapierać się rękami i nogami, by pozostać dalej w grze. Mit “ciężką pracą ludzie się bogacą” ma się dobrze i jej postać ewidentnie podążą tą ścieżką. Wszystko rozbija się o zarobki, które mają przecież kluczowe znaczenie dla Sutton. Jej być albo nie być zależy właśnie od wynagrodzenia, a zmiana branży nie jestem w jej obecnej sytuacji najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Jej tajną bronią są jednak determinacja i upór, w ostateczności Sutton znajduje złoty środek: godzi się na niższe wynagrodzenie pod warunkiem, że dostanie kilka dodatków ułatwiających jej codzienne życie. Szczerze powiedziawszy, podoba mi się to rozwiązanie, a także fakt, że nie wszystko układa się jak po maśle. Dodatkowo, na przykładzie Sutton twórcy pokazują, że nie tylko pieniądze się liczą w życiu, ale także ludzie, którzy są dookoła. Kat i Jane stanowią swoistego rodzaju bufor bezpieczeństwa dla Sutton i jest to kolejny, flagowy element serialu. W ciemno kupuję sposób, w jaki prezentowana jest tutaj przyjaźń i lojalność. Od dawna serial w telewizji nie prezentował tak bezwarunkowej więzi między kobietami, bez zazdrości, podchodów, fochów innego młodocianego dramatyzowania. Pod tym względem The Bold Type radzi sobie bardzo dobrze.
Na uznanie zasługuje również sposób, w jaki prowadzony jest wątek Kat i Adeny. Przede wszystkim dużym plusem jest traktowanie ich romansu na równi z innymi wątkami miłosnymi w serialu. Bez oceniania, wahania się, zwyczajowej wewnętrznej rozterki na temat własnej orientacji seksualnej. Duży wpływ na taki odbiór ma również reakcja Sutton i Jane na wieści o nowym obiekcie miłosnym Kat. Pełna akceptacja, a przede wszystkim czysta radość ze szczęścia ich przyjaciółki wznosi reprezentowanie LGBT w telewizji na nieco inny niż zazwyczaj poziom. Wątek Kat i Adeny w ciekawy sposób porusza również problem zmiany partnera życiowego, jak również strach przed zaangażowaniem się w związek. Zmyślnie połączono te dwie ciemniejsze strony zakochania się, choć rezultat sprawia, że mam mieszane uczucia. Niby widać, że twórcy próbują nadać innego niż zazwyczaj tonu, przykładają więcej uwagi do znaczenia związku samego w sobie. W końcu Coco i Adena mają długi staż i takie rzeczy nie rozpadają się z dnia na dzień. Nadanie powagi dla ich relacji, skupienie uwagi na Coco jako osobie poszkodowanej jest niecodziennym zabiegiem. Niemniej jednak konflikt, który zrodził się pomiędzy Adeną i Kat, gra w przyciąganie i odpychanie, podejmowanie decyzji pod wpływem chwili (z wyjątkiem zachwycającej scena podczas zajęć spinningu) i ich konsekwencje, wszystko to razem wzięte ponownie zostaje nieco spłaszczone. Jest za lekkie i powierzchowne w swoim wydźwięku. Staje się już normą dla serialu, że poruszane tematy mają niekonwencjonalne podejście, ale brakuje im po prostu mocnego tąpnięcia. I to się czuje, ten niedosyt, mimo ogólnej radości spowodowanej dobrym zakończeniem poszczególnych wątków.
Piąty odcinek serialu stanowi stabilny i konkretny kawałek letniej ramówki i w dalszym ciągu utrzymuje zadowalający poziom rozrywki i pozytywnej energii. Bohaterki, zawsze znajdą drogę wyjścia nawet z najtrudniejszej sytuacji, a Jacqueline, mimo że jej postać tym razem miała szczątkową rolę, jest wisienką na torcie każdego epizodu.
Źródło: zdjęcie główne: Freeform/Phillippe Bosse)
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat