„Wirus”: sezon 1, odcinek 11 – recenzja
The Strain nie może wydostać się z dołka, do którego wpadł przed tygodniem. Dostajemy kolejny odcinek, który wydłuża wątki na siłę, nie posuwając przy tym akcji ani trochę do przodu.
The Strain nie może wydostać się z dołka, do którego wpadł przed tygodniem. Dostajemy kolejny odcinek, który wydłuża wątki na siłę, nie posuwając przy tym akcji ani trochę do przodu.
The Strain ("The Strain") dało się poznać w pierwszej połowie sezonu z naprawdę niezłej strony. Każdy kolejny epizod wnosił coś nowego do historii, a serial był jedną z lepszych letnich premier. Akurat tak się złożyło, że wraz ze startem telewizyjnej jesieni hit FX złapał zadyszkę. Z reguły jest to coś, co można szybko wybaczyć, zważywszy na dość przyzwoity i równy poziom prezentowany przez dłuższy czas w poprzednich odsłonach. Jednak twórcy wybrali sobie na ten zastój bardzo zły moment, bo samą końcówkę sezonu. Gdy wydawało nam się, że w tej fazie serii emocje będą tylko rosnąć, one drastycznie opadły, przez co rozczarowanie uderzyło ze zdwojoną siłą.
W "The Third Rail" śledzimy aż trzy równoległe wątki i nie można powiedzieć, że którykolwiek z nich jest poprowadzony w satysfakcjonujący sposób. A tak się cieszyłem, gdy Abe i ferajna w końcu wyszli z lombardu i ruszyli na polowanie. Na razie doprowadziło to jednak do dość sztampowej i niezwykle długiej wycieczki po nowojorskich tunelach. Niby było nawet klimatycznie, ale koncentracja tylu fabularnych klisz okazała się przytłaczająca. Przed bolesną kompromitacją odcinek ratuje kilka niezłych one-linerów Feta i oczywiście Mistrz. Jednak jego ucieczka bez żadnego szwanku sprawia, że ta misja nie doprowadziła do niczego nowego w świecie Wirusa. Wiemy po niej tyle, ile wiedzieliśmy dobre 2 odcinki wcześniej. Swoją drogą, w ciągu ostatnich 2 tygodni na ekranie nawet na minutę nie pojawił się Richard Sammel. Brak Eichorsta kłuje w oczy, serial dużo bez niego traci.
[video-browser playlist="633265" suggest=""]
Pozostałe historie odcinka to zaś nic innego, tylko zwyczajne zapychacze. Przewidywalny do bólu był powrót do domu Gusa, ale należy tu scenarzystom wybaczyć, bo te sceny po prostu trzeba było nakręcić. Był to bodziec dla bohatera, by ruszyć w miasto z siekierą kasować wampiry. I chyba wolałbym, aby nie zetknął się on zbyt szybko z pozostałymi postaciami. Śledzenie tej jednoosobowej maszyny do zabijania może być ciekawym drugoplanowym wątkiem, przynajmniej do pewnego momentu w 2. sezonie. Natomiast nad perypetiami Zacha i matki Nory można się tylko pastwić. Wyprawie dzieciaka po papierosy poświęcono zdecydowanie zbyt dużo czasu, a i zbyt ekscytująca też nie była.
Czytaj również: "Lost: Zagubieni" - twórcy i aktorzy 10 lat później
The Strain naprawdę ostatnio zawodzi. Nie powiem, odcinki mijają dość szybko i bez większego uczucia znużenia, ale historia stoi w miejscu i nie rozwija się należycie. Cały czas czekamy na wampirze komando z 7. odcinka. Niepojawienie się ich ponownie przed finałem byłoby dla widzów niezłym policzkiem. No a sama ostatnia odsłona zwiastuje drugą szansę dla naszych łowców na zrobienie jakiejkolwiek krzywdy Mistrzowi. Oby ją wykorzystali.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat