Więcej niż człowiek: przeczytaj fragment klasyki SF
Więcej niż człowiek to kolejna powieść, która ukazała się w serii Wehikuł czasu. Przeczytajcie fragment w dniu premiery.
Więcej niż człowiek to kolejna powieść, która ukazała się w serii Wehikuł czasu. Przeczytajcie fragment w dniu premiery.
Pan Kew był dobrym ojcem, najlepszym ze wszystkich. Powiedział to swej córce Alicii w jej dziewiętnaste urodziny. Mówił tak do Alicii od chwili, gdy skończyła cztery lata. Miała cztery lata, kiedy urodziła się mała Evelyn; ich matka umarła, przeklinając ojca, a jej wściekłość była większa niż agonia i strach.
Tylko dobry ojciec, najlepszy z ojców, mógł odebrać swe drugie dziecko własnymi rękami. Żaden zwykły ojciec nie wychowałby i nie wykarmił dwójki, małego dziecka i noworodka, tak czule i wspaniale. Żadne z dzieci nie było równie dobrze chronione przed złem jak Alicia; a kiedy połączyła swe siły z ojcem, powstała potężna tarcza czystości dla Evelyn.
— Potrójnie destylowana czystość — powiedział pan Kew do Alicii w dniu jej dziewiętnastych urodzin. — Znam dobro dzięki badaniom nad złem i nauczyłem cię tylko dobra.
I ta nauka stała się twoim dobrym życiem, a twoja droga życiowa będzie gwiazdą przewodnią dla Evelyn. Znam całe zło, jakie istnieje, a ty znasz całe zło, którego trzeba się wystrzegać; Evelyn zaś nie zna już w ogóle zła.
W wieku lat dziewiętnastu Alicia była oczywiście wystarczająco dorosła, by pojąć tak abstrakcyjne zagadnienia jak „droga życiowa” i „destylacja” oraz obejmujące je „dobro” i „zło”. Kiedy miała szesnaście lat, ojciec wytłumaczył jej, że mężczyzna wpada w szał, jeśli zostawi się go sam na sam z kobietą; wtedy na skórze pojawia mu się trujący pot, a jeśli skazi ją nim, to z jej skórą staną się straszne rzeczy. Pokazywał jej w książkach zdjęcia takiej skóry. Kiedy miała lat trzynaście i pojawił się kłopot, powiedział jej ze łzami w oczach, że stało się to dlatego, iż rozmyślała o swoim ciele, i rzeczywiście tak było. Wyznała mu to, a on ukarał jej ciało, tak bardzo, że wolałaby być bezcielesna. I próbowała, naprawdę próbowała już nigdy o tym nie myśleć, ale i tak robiła to wbrew sobie, regularnie, a pełen żalu ojciec wspierał ją w wysiłkach zmierzających do zapanowania nad jej niesfornym ciałem. W wieku ośmiu lat nauczyła się kąpać po ciemku, by uniknąć ślepoty, jak ci ludzie z białymi oczami; ich wielkie zdjęcia także jej pokazywał. Kiedy zaś miała sześć lat, powiesił w jej pokoju obrazek przedstawiający kobietę nazwaną Aniołem i drugi, z mężczyzną zwanym Diabłem. Kobieta trzymała ręce uniesione i uśmiechała się, a mężczyzna wyciągał do niej ramiona, z dłońmi przypominającymi haki, a z jego mostka wystawało zakrzywione ostrze noża pokrytego wilgocią.
Mieszkali samotnie w ponurym domu na zalesionym pagórku. Nie prowadziła tam droga, lecz jedynie ścieżka, która skręcała raz po raz, aż z okien nie dało się zobaczyć, dokąd prowadzi. Biegła do żelaznej furtki w murze, nieotwieranej od osiemnastu lat, a za furtką była stalowa płyta. Raz dziennie ojciec Alicii udawał się ścieżką w stronę muru i za pomocą dwóch kluczy otwierał zamki w płycie. Odchylał ją do góry i wyjmował jedzenie oraz listy, wkładał do środka pieniądze i pocztę, po czym zamykał.
Z boku posiadłości biegła wąska droga, której Alicia i Evelyn nigdy nie widziały. Drzewa skrywały mur, a mur skrywał drogę. Mur stał wzdłuż drogi przez prawie dwieście metrów, ze wschodu na zachód, wspinał się na wzgórze i otaczał dom. Tu stykał się z żelaznymi słupami, wysokimi na ponad cztery metry i stojącymi tak blisko siebie, że z trudem można było wcisnąć między nie pięść. Górne części słupów wykrzywiały się na zewnątrz i w dół, przestrzeń między nimi wypełniały beton i tłuczone szkło. Słupy biegły ze wschodu na zachód, łącząc dom z murem; tam gdzie się łączyły, coraz więcej słupów biegło z powrotem w kierunku lasu, tworząc koło. Mur i dom tworzyły zatem prostokąt i był to teren zakazany. Za domem znajdowało się pięć kilometrów kwadratowych otoczonego ogrodzeniem lasu, które należały do Evelyn i obserwującej ją Alicii. Były tam potok, dzikie kwiaty i mały stawek, przyjazne dęby i ukryte polanki. Niebo nad nimi było czyste i nie było widać słupów zza chaszczy ostrokrzewu, który rósł wszędzie dookoła, zasłaniając widok i chroniąc od wiatru. Ten zamknięty krąg był dla Evelyn całym światem, jaki znała, i było tam wszystko, co kochała na świecie.
W dziewiętnaste urodziny Alicii Evelyn siedziała sama przy stawie. Nie było stąd widać ani domu, ani żywopłotu z ostrokrzewu, ani żelaznych słupów, ale wysoko w górze jaśniało niebo, odbijając się w wodzie na dole. Alicia była z ojcem w bibliotece; w dniu urodzin zawsze urządzał dla niej coś specjalnego. Biblioteka była miejscem, gdzie mieszkał ojciec i gdzie Alicia pojawiała się tylko przy szczególnych okazjach. Evelyn nigdy nie przyszło do głowy, żeby tam pójść, nie bardziej, niż przyszłoby jej do głowy, żeby oddychać wodą, jak pstrąg plamisty. Nie nauczono jej czytać, lecz słuchać i być posłuszną. Nigdy
nie nauczyła się poszukiwać, lecz jedynie przyjmować. Wiedzę udostępniano jej, gdy była gotowa, i tylko wtedy, gdy ojciec i siostra uważali, że tak trzeba.
Siedziała na brzegu, wygładzając długą spódnicę. Zauważyła, że widać spod niej kostkę; zaczerpnęła gwałtownie powietrza i zakryła ją w sposób, w jaki zrobiłaby to Alicia, gdyby tu była. Evelyn oparła się plecami o pień wierzby i patrzyła na wodę.
Była wiosna, ten jej moment, kiedy gwałtowny rozwój już się zakończył, a wszystko zaczęło rosnąć i cały świat śpieszył się, by wypięknieć. Powietrze było ciężkie i słodkie, jego smak na ustach sprawiał, że się otwierały, jego dotyk wywoływał uśmiech, a jego masy wdzierały się do gardła, gdzie wibrowały niczym drugie serce. Było to powietrze pełne zagadek, gdyż było nieruchome i pełne kolorów marzeń, zastygłych w bezruchu; a jednak był w nim jakiś pośpiech. Bezruch i pośpiech żyły w nim razem, nierozdzielnie powiązane, ale dlaczego? To była właśnie zagadka.
Olśniewające ptasie trele przebijały się przez zieleń. Evelyn piekły oczy, a zachwyt zasnuwał widok lasu. Poczuła napięcie w dole brzucha. Spojrzała w dół, na tyle szybko, by ujrzeć, jak jedna z jej rąk atakuje drugą i jej długie rękawiczki zsuwają się z dłoni. Jej nagie dłonie uniosły się do szyi, nie żeby coś zakryć, lecz żeby się czymś podzielić. Pochyliła głowę i jej ręce zaczęły śmiać się z siebie pod dotykiem bezwzględnego ładu w jej włosach. Znalazły cztery spinki i pozwoliły włosom opaść. Evelyn oddychała jak po długim biegu. Nieśmiało wyciągnęła rękę, na próżno, dotknęła trawy obok siebie, jakby ta czynność mogła wyzwolić w niej niewypowiedziany chaos rozkoszy. Tak się nie stało; odwróciła się, opadła twarzą w kępę świeżej mięty i zapłakała, gdyż wiosna była tak piękna, że nie dało się tego wytrzymać.
* * *
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat