10 aktorów i aktorek, których zmarnował Marvel
Jeśli jest jedna rzecz, którą Marvel Studios wykonuje szczególnie dobrze, to są to castingi i obsadowe wybory. Wypromowano nowe gwiazdy i przywrócono blask tym, którzy wydawali się straceni. Przyciągnięto uznane w Hollywood nazwiska i zgromadzono rzeszę utalentowanej młodzieży. Tym razem przedstawiamy jednak 10 aktorów i aktorek, których potencjał nie został przez Marvela rozpoznany i odpowiednio wykorzystany.
Jeśli jest jedna rzecz, którą Marvel Studios wykonuje szczególnie dobrze, to są to castingi i obsadowe wybory. Wypromowano nowe gwiazdy i przywrócono blask tym, którzy wydawali się straceni. Przyciągnięto uznane w Hollywood nazwiska i zgromadzono rzeszę utalentowanej młodzieży. Tym razem przedstawiamy jednak 10 aktorów i aktorek, których potencjał nie został przez Marvela rozpoznany i odpowiednio wykorzystany.
5. Olivia Munn
Idzie co prawda ku lepszemu, ale ekranizacje komiksów superbohaterskich wciąż cierpią na deficyt wyrazistych postaci kobiet. A już szczególnie w roli antagonistek. Co by więc nie powiedzieć o tegorocznym X-Men: Apocalypse, to Olivia Munn w – mocno ograniczonej - roli Psylock wypadła przednio. Na tyle imponująco, że powinna jeszcze powrócić. Co ciekawe, nie jest to jednak jej pierwsza rola dla Marvela. Z panią w roli czarnego charakteru szczególnie na pieńku miał Iron Man 3, ale tam ku chwale zabawek pokpiono postać Rebeki Hall. Niechlubny trend marnowania potencjałów aktorek zapoczątkowano już jednak w drugiej instalacji serii. Bezimienna okazała się tam Kate Mara (Sue Storm z The Fantastic Four, Zoe Barnes z House of Cards), a jeszcze gorzej zdeprecjonowano talent Olivii Munn, która zaledwie mignęła jako Chess Roberts, reporterka stacji telewizyjnej. A kim mogłaby być? Równie dobrą Jessicą Jones, Mayą Lopez / Echo (Munn ma azjatyckie korzenie), a najlepiej Kate Bishop, a więc żeńską wersją Hawkeye’a. Te drzwi niestety zostały już chyba zamknięte.
4. Lee Pace
Miałem nie wybierać pośród czołowych filmowych złoczyńców Marvela, ale nie mogłem odpuścić osoby Lee Pace’a. Możecie go kojarzyć z roli Thranduila w trylogii Hobbit (minus blond peruka), ale to w Halt and Catch Fire, jednym z najlepszych seriali jakich prawdopodobnie nie oglądacie, pokazuje pełnię swojej magnetycznej osobowości. Wrodzony urok, głęboki głos i aktorska elegancja – w roli Ronana (Guardians of the Galaxy) ostał się jednak tylko wokal aktora. Rolę łotra dostał ponoć dlatego, że bardzo dobrze zaprezentował się na przesłuchaniach do roli Petera Quilla. Tutaj Marvel błędu nie popełnił, ale rola tego typu byłaby dla Pace’a idealna. A jeśli nie, bo te w większości są już pozajmowane i nic ciekawego mi do głowy nie przychodzi, to może Johnny Blaze, a więc oryginalny Ghost Rider? Z takim głosem niemy by nie pozostał.
3. Scott Adkins
Bieżący przykład (jedynego) aktora prawdziwie zmarnowanego w wyświetlanym obecnie na ekranach kin Doctor Strange. Jeśli nie oglądaliście, to uważajcie teraz na SPOILERY, a najlepiej przeskoczcie od razu do kolejnego akapitu. W najnowszej odsłonie Kinowego Uniwersum Marvela Adkins wcielił się w Luciana, jednego z fanatycznych wyznawców Kaeciliusa. Jeśli nie kojarzycie tego aktora, to wystarczy żebyście wiedzieli, że grywa z reguły w filmach klasy B / kinie kopanym i jest absolutnym wirtuozem sztuk walk. Fantastycznie panuje nad swoim ciałem i błyszczy w praktycznych choreografiach bijatyk. Konfuzja związana z jego obecnością w Doctor Strange polega na tym, że ma okazję tylko raz popisać się charakterystycznym wykopem w powietrzu, a zmarnowany zostaje w pomysłowej, ale banalnej (z perspektywy choreografii) przepychance w wymiarze astralnym. I na dodatek ginie. A jeszcze wcześniej to on szarpał się z peleryną. Ugh… W takiej roli sprawdziłby się każdy. Scotta Adkinsa lepiej było zaangażować do serialu Daredevil, gdzie mógłby wcielić się np. w odwiecznego wroga bohatera o pseudonimie Bullseye. Choć ten obdarzony jest przede wszystkim celnym okiem, to w końcu musiałoby przecież dojść do starcia w zwarciu, a wtedy z pewnością otrzymalibyśmy potyczkę godną zapamiętania.
2. Frank Grillo
Nie mam wielu znaczących zarzutów do Captain America: Civil War, ale zdecydowanie największym z nich jest sposób, w jaki rozprawiono się z postacią Crossbonesa. Ogromnym plusem było stopniowe wprowadzenie go już w Captain America: The Winter Soldier, ale dlaczego później tak szybko z niego zrezygnowano? W tych kilku otwierających chwilach tegorocznego widowiska pokazał więcej charakteru niż Zemo i wszyscy pozostali złoczyńcy razem wzięci. Robił wrażenie, a w jego głosie czuć było autentyczną chęć zemsty i prawdziwą grozę. Zlikwidowanie postaci było zaś jeszcze bardziej bolesne, biorąc pod uwagę jego rolę w komiksowej Wojnie domowej. Nie ma w MCU wielu aktorów, którzy mogliby dorównać męskiej charyzmie Franka Grillo. Aktor zarzekał się w wywiadzie u Conana, że skoro nie zobaczyliśmy ciała (o co byłoby trudno jeśli pamiętacie bum z jakim odszedł) to wszystko jest możliwe. Może wróci więc jeszcze u boku Red Skulla?
1. Idris Elba
W błyskotliwym komediowym serialu Black-ish, jedna z bohaterek zarzekała się niedawno, że z jej systemem wartości wszystko jest w porządku - „Bóg, Idris, alimenty.” Idris Elba to dla żeńskiej części czarnoskórej społeczności nowy Denzel Washington, obiekt westchnień. Dla wszystkich innych to jeden z najbardziej rozpoznawalnych współczesnych aktorów, który do pierwszej ligi przebił się za sprawą tytułowej roli w serialu Luther. Dziś jest faworytem do przejęcia ewentualnej pałeczki nowego Jamesa Bonda, a już za niedługo otrzyma swoją szansę w wysokobudżetowym widowisku The Dark Tower, stanowiącym adaptację prozy Stephena Kinga. Fenomen Idrisa Elby polega na tym, że kiedy tylko pojawi się na ekranie to włada nim ciałem i głosem. To najboleśniejszy przykład niedoszacowania talentu i potencjału aktora jaki popełnił Marvel, obsadzając Brytyjczyka w roli Heimdalla. Pojawił się w pierwszym Thor, a od tego czasu studio wciska go w kolejnych odsłonach (nawet w Age of Ultron) choćby tylko po to, żeby przyciągnąć niezorientowanych widzów. Role najważniejszych czarnoskórych bohaterów w Marvelu są już dobrze obsadzone (Samuel L. Jackson, Chadwick Boseman) więc szukając odpowiedniej roli dla Idrisa postawiłbym na… Normana Osborna! Złoczyńcy i antybohatera w jednym, który pociąga za sznurki kryminalnej działalności całego Kinowego Uniwersum Marvela.
- 1
- 2 (current)
Źródło: zdjęcie główne: Marvel
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat