Lato w kinie – zachwyty i rozczarowania Kamila Śmiałkowskiego
To nie było bardzo dobre lato. Mało co mnie naprawdę zachwyciło. Było sporo filmów poprawnych, ciut powyżej średniej, ale w końcu stąd do zachwytu jeszcze kawał drogi.
To nie było bardzo dobre lato. Mało co mnie naprawdę zachwyciło. Było sporo filmów poprawnych, ciut powyżej średniej, ale w końcu stąd do zachwytu jeszcze kawał drogi.
Przez cztery ostatnie miesiące trochę filmów obejrzałem. Oczywiście mam wiele braków, które trzeba będzie potem nadrobić na DVD, w telewizji czy na pokładach samolotów, ale oto szybkie wrażenie z tego, co obejrzałem, w kolejności chronologicznej.
Przyjmuje się, że letni sezon filmowy zaczyna się z pierwszym weekendem maja. W tym roku zaczął się filmem Captain America: Civil War i było naprawdę dobrze. To jak dla mnie kino, które wzbudza zachwyt – fabułą, rozmachem, humorem, zrozumieniem gatunku. Czyli początek był rewelacyjny, a potem już tak sobie. Zresztą tego samego dnia wszedł do kin polski musical #WSZYSTKOGRA i okazało się, że to film jeszcze gorszy, niż zapowiadały zwiastuny. Totalne, żenujące zmarnowanie szansy na fajny polski film muzyczny - rzecz pozbawiona zupełnie scenariusza. Broniły się niektóre piosenki, ale to miało być wydarzenie, a nie pitupitu.
Czytaj także: Lato 2016 pełne rozczarowań. Dlaczego było tak źle?
Kolejne duże letnie filmy: X-Men: Apocalypse – lekkie obniżenie lotów serii o mutantach, zabrakło trochę finezji, może gdyby to i Kapitan Ameryka trafiły do kin w odwrotnej kolejności, tu wrażenie byłoby ciut lepsze, a tak to było ok, ale z wrażeniem, że inni potrafią lepiej; The Nice Guys – tu moje oczekiwania były niezmiernie wysokie, uwielbiam tego reżysera oraz scenarzystę i miałem nadzieję na ucztę, a dostałem bardzo dobry posiłek, acz nic naprawdę świeżego. To kawał rewelacyjnej rozrywki, ale do poziomu zachwytu trochę brakuje – Black większość tych patentów wypróbował już wcześniej (w Lethal Weapon, The Last Boy Scout, Kiss Kiss Bang Bang).
Końcówka maja to kolejne filmy dobre i niezłe. Paradoksalnie druga Alicja, czyli Alice Through the Looking Glass, podobała mi się chyba nawet bardziej niż pierwsza (doceniam fajne fabularne haczyki, jakie tu porobiono do wydarzeń z książek). Z kolei The Angry Birds Movie to poprawna i z pewnością przyciągająca dzieci animacja, ale w ostatnich latach widzieliśmy kilka o niebo lepszych.
Czerwiec to dla mnie zaskakująco dobry horror The Conjuring 2, absolutnie przewidywalne i wtórne (acz wciąż do obejrzenia z przyjemnością) widowisko Independence Day: Resurgence i totalne rozczarowanie adaptacją Jane Austen Love & Friendship. Do dziś nie rozumiem dobrych recenzji tego filmu; dla mnie to jakiś kinowy pokrak.
W lipcu z przyjemnością obejrzałem nowego Spielberga – The BFG, kino dla młodszych w starym stylu, świetnie oddające ducha oryginalnej prozy Dahla. Zdecydowanie powyżej średniej, choć można było coś takiego zrobić lepiej (coś takiego w sensie film dla dzieci w starym stylu), ale o tym przekonaliśmy się miesiąc później. Zanim to się stało, obejrzałem nudną, wtórną i nieprzekonującą drugą część opowieści o iluzjonistach – Now You See Me 2 (spore rozczarowanie), nie aż tak nudną, choć wtórną, ale miejscami zabawną nową wersję komedii sprzed lat Ghostbusters i polskie ambitne kino o trzydziestolatkach, które mnie rozczarowująco znudziło i zniesmaczyło – Kamper.
A potem znowu był film, na który bardzo czekałem (od lat jestem Trekkie) i który był dobry, ale nie powalał na kolana. Chodzi oczywiście o Star Trek Beyond. Jest w tym sporo ducha klasycznego serialu z Shatnerem, ale to miało być kino XXI wieku! Miejmy nadzieję, że będzie kolejny film i okaże się znacznie lepszy. Za to autentycznie zachwycił mnie mały kameralny horror Lights Out. Po prostu wiedzieli, jak straszyć i że nie trzeba do tego wielkich efektów oraz rozbuchanych scenografii. Świetny film, polecam! Równie kameralny – przynajmniej obsadowo - był film The Shallows. I znowu – może nie zachwyt, ale bardzo sympatyczne zaskoczenie. Rekiny ostatnio są mocno wyeksploatowane, a tu było nawet świeżo; Blake Lively sprawdza się i wizualnie, i aktorsko, a sceny akcji w jej wykonaniu też naprawdę ok. Kawał(ek) niezłego kina.
Jason Bourne – kolejne danie z odzysku. Nic nowego, scenariusz symboliczny, ale wciąż się to dobrze ogląda. Za to paradoksalnie czymś nowym, świeżym, zabawnym i niegłupim okazała się komedia Bad Moms. Zobaczcie koniecznie. Z początkiem sierpnia wszedł do kin też Suicide Squad i znowu muszę się powtarzać. Czyli bez zachwytów, ale jak dla mnie z pewnością nie rozczarowanie. Za dużo tam było dobrego, bym czuł się rozczarowany. Szkoda tylko, że Joker taki słabiutki.
Pozwólcie, że polskie produkcje Hel i Nowy świat litościwie pominę milczeniem, bo szkoda słów. Za to trzeba pochwalić film Pete's Dragon. To właśnie coś w podobnym stylu co wcześniej wspomniany nowy Spielberg, ale tu jest lepiej. Jest dla dzieci, w starym stylu, bez większego pośpiechu, ale tak, że naprawdę chcę się oglądać. Oczywiście mówię to z perspektywy dziecka 45-letniego, trzeba by to jeszcze przetestować na tych młodszych, ale moim zdaniem to najlepsza dziecięca rozrywka tego lata.
Na koniec dwa rozczarowania - oba w zasadzie przewidywalne - i chyba najsłabsze z wysokobudżetowych widowisk tego lata. Ben-Hur oraz głośna, acz nie najlepsza animowana adaptacja genialnego komiksu Batman: The Killing Joke nie miały najlepszych opinii jeszcze przed premierą i w obu wypadkach seanse okazały się tylko potwierdzeniem tych głosów oraz zwykłą stratą czasu.
I w sumie tyle.
Źródło: zdjęcie główne: Marvel
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat