Fantastyczna 4: Pierwsze kroki - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 25 lipca 2025Przed nami już czwarte podejście do ekranizacji przygód pierwszej rodziny Marvela. Jak prezentuje się ona tym razem? Sprawdzamy.
Przed nami już czwarte podejście do ekranizacji przygód pierwszej rodziny Marvela. Jak prezentuje się ona tym razem? Sprawdzamy.

Scenarzyści Eric Pearson i Josh Friedman wyszli z podobnego założenia co Matt Reeves i James Gunn. Postanowili oszczędzić widzom kolejnego origin story, które ci dobrze znają. Zamiast tego przedstawili nam bohaterów w pełni ukształtowanych, mających za sobą niejedną batalię o losy świata. Mieszkańcy ich znają. Ufają im. Wiedzą, że gdy Ziemia jest zagrożona, to właśnie Reed Richards (Pedro Pascal), Susan Storm (Vanessa Kirby), Johnny Storm (Joseph Quinn Simpkins) i Ben Grimm (Ebon Moss-Bachrach) staną w jej obronie. Tak też się dzieje, gdy na naszej planecie pojawia się herold w postaci Srebrnego Surfera (Julia Garner), który obwieszcza ludzkości nadciągającą zagładę z rąk Galactusa (Ralph Ineson).
To już czwarte podejście do ekranizacji przygód Fantastycznej Czwórki. Pierwsza próba była tak nieudana, że oryginalną kopię zamknięto gdzieś głęboko w archiwach — i gdyby nie tajemnicza osoba, która udostępniła ją w internecie, musielibyśmy opierać się jedynie na krążących plotkach, że coś takiego w ogóle powstało. W 2005 roku za projekt na poważnie zabrało się 20th Century Fox, serwując nam wersję Tima Story’ego z Chrisem Evansem, Jessicą Albą i Julianem McMahonem w obsadzie. I muszę się przyznać, że obie części nawet mi się podobały. Jednak studio najwyraźniej nie było zadowolone, bo w 2015 roku stworzyło koszmarny reboot w reżyserii Josha Tranka z Milesem Tellerem i Michaelem B. Jordanem. Widzowie do dziś nie mogą dojść do siebie po tym, co zobaczyli. Nic więc dziwnego, że po odzyskaniu praw do Fantastycznej Czwórki Marvel postanowił po raz kolejny zacząć od zera. I muszę przyznać, że film Matta Shakmana to obecnie najlepsza wersja tych bohaterów. Już tłumaczę dlaczego.
Zacznijmy od tego, że scenarzyści po raz pierwszy naprawdę oddali to, czym jest Fantastyczna Czwórka — czyli rodziną. To nie tylko grupa superbohaterów ratujących świat. To coś więcej. Wcześniej filmowcy traktowali ich trochę jak odłam X-Menów ruszających na wspólne misje. Nie czuło się tej rodzinnej więzi i miłości. Teraz w końcu to się udało. Reed Richards w wersji Pedro Pascala nie jest zarozumiałym geniuszem, lecz człowiekiem ogarniętym strachem i wynikającymi z tego kompleksami. On cały czas boi się, że to, co robi, okaże się niewystarczające. Analizuje sytuacje, po czym przerażają go decyzje, które musi podjąć, by osiągnąć cel. I to mi się w nim podoba — ta ciągła wewnętrzna walka racjonalności z rzeczywistością. Bo nie zawsze to, co należałoby zrobić, jest tym, co chcielibyśmy zrobić. Nie każde poświęcenie przychodzi łatwo. Zwłaszcza jeśli dotyczy czegoś lub kogoś bliskiego.
Podoba mi się również sposób, w jaki została napisana Susan Storm. Nadanie jej roli matki świetnie rozwija postać, dodając jej głębi, jakiej wcześniej brakowało. Do tego przejmuje część obowiązków Reeda, niejako stając się liderką zespołu, jego twarzą. Spokojnie mogę też powiedzieć, że Joseph Quinn to najciekawsza wersja Johnny’ego Storma. W końcu nie jest tylko głupkowatym lowelasem z ego wielkości Manhattanu. To inteligentny facet, który chce udowodnić, że jest ważną częścią zespołu i wnosi coś więcej niż tylko płomienie. No i na końcu mamy Bena Grimma — bardzo wycofanego, wciąż niepogodzonego ze swoją formą. Dobrze, że scenarzyści zrezygnowali z konfliktu między Benem a Johnnym, który wcześniej miał pełnić funkcję komediową. W pewnym momencie byłem już zmęczony tym sztucznie napompowanym wątkiem.
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki została osadzona w bardzo ciekawej rzeczywistości — Ziemi 828, wizualnie stylizowanej na lata 60., ale z nowoczesnym rozwojem technologicznym. Prezentuje się to bardzo dobrze na ekranie. Zwłaszcza wnętrza, w których toczą się sceny, przykuwają uwagę i cieszą oko.
Dzięki temu film Shakmana wyróżnia się na tle wszystkiego, co dotąd zaserwował nam Marvel. Można go spokojnie oderwać od reszty MCU i potraktować jako solową produkcję, a nie element jakiejś konkretnej fazy. To pełnoprawny film, który może być częścią większej całości — ale nie musi.
Oczywiście scenariusz Erica Pearsona i Josha Friedmana nie jest idealny. Ma kilka mankamentów, które mi zgrzytały. Jednym z nich jest kompletnie niepotrzebny wątek miłosnego zauroczenia Bena pewną nauczycielką z sąsiedztwa. Drugim — przedstawienie Mole Mana (Paul Walter Hauser) jako gościa w garniturze, który ma słabość do Susan. Ta wersja jest bardzo odległa od jego wizerunku w komiksach i dla mnie zupełnie niestrawna.
Nie przeszkadza mi natomiast kobieca wersja Srebrnego Surfera. Wychodzę z założenia, że płeć w tym przypadku nie ma większego znaczenia — Galactus może mieć wielu heroldów. A dzięki tej zmianie udało się ciekawie rozwinąć postać Johnny’ego, który stara się zrozumieć Surferkę. Ona go nie tylko pociąga, ale i fascynuje. Nadaje to pewien kierunek jego rozwoju. I nie wpływa negatywnie na fabułę.
A czy cała historia jest naciągana? Trochę tak — ale zupełnie to nie przeszkadza podczas seansu. Umówmy się: opowieść o wielkim pożeraczu planet zbliżającym się do Ziemi jest z natury prosta. Nie ma tu zbyt wiele miejsca na fabularne twisty. A mimo to Mattowi Shakmanowi udało się opowiedzieć ją w sposób angażujący i wzbudzający emocje.
Przemowa Susan do rozgniewanego tłumu — wzburzonego zachowaniem jej zespołu — jest świetnie napisana i zagrana bardzo emocjonalnie. Widz może się na niej szczerze wzruszyć.
Daleki jestem od stwierdzenia, że Marvel wrócił na dobre tory, ale widać, że danie twórcom większej swobody i możliwości eksperymentowania naprawdę się opłaca. Przywraca widzom radość z oglądania filmów o superbohaterach. Nie wiem, jak długo to potrwa, ale patrząc na to, że ostatnie trzy produkcje o „trykociarzach” nie zawiodły — napawa mnie to optymizmem.
Poznaj recenzenta
Dawid Muszyński



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 58 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1945, kończy 80 lat
ur. 1959, kończy 66 lat
ur. 1964, kończy 61 lat

