Szkoła melanżu – recenzja filmu
Booksmart, lub też – niestety – Szkoła melanżu, to reżyserski debiut Olivii Wilde, który w zeszłym roku ominął nasze kina, teraz zaś wylądował na platformie HBO GO. Całe szczęście.
Booksmart, lub też – niestety – Szkoła melanżu, to reżyserski debiut Olivii Wilde, który w zeszłym roku ominął nasze kina, teraz zaś wylądował na platformie HBO GO. Całe szczęście.
Nie dajcie się zwieść – Szkoła melanżu to tytuł bardzo dla tego filmu krzywdzący, bo wywołujący dość jednoznaczne skojarzenia. A jednak pod płaszczykiem młodzieżowej komedii o imprezach Olivia Wilde przemyca żywą i pełną zrozumienia opowieść o relacjach między młodymi ludźmi.
Amy (Kaitlyn Dever) i Molly (Beanie Feldstein) to przyjaciółki, które właśnie skończyły liceum. Dziewczyny przeszły przez szkołę jak burza, skupiając się wyłącznie na edukacji i zgarniając najwyższe stopnie. Wierzyły, że ponadprzeciętna pracowitość okaże się złotą przepustką – otworzy wrota do najlepszych uczelni, niedostępnych dla tych, którzy w liceum woleli marnować czas na zabawę.
Gdy jednak okazuje się, że rówieśnicy, którzy przez lata szkoły świetnie się bawili, jednocześnie osiągnęli swoje cele i również dostali się na prestiżowe studia, Molly zdaje sobie sprawę, że wcale nie musiała rezygnować z życia towarzyskiego, a jej system wartości zostaje zrównany z ziemią. Gdy dociera do niej, że jedne z najlepszych lat życia spędziła w bibliotece, w przeddzień rozdania dyplomów postanawia rzucić się w wir imprez: zaszaleć tak intensywnie, jak tylko zdoła i, rzecz jasna, zrealizować swoje plany wraz z Amy.
Szkoła melanżu ma szansę wejść do kanonu kultowych filmów dla nastolatków za sprawą bardzo aktualnego ducha, uniwersalności i autentyzmu, który jest zakorzeniony w łączącym pokolenia obrazie nastoletniego doświadczania – w niezręczności, ekscytacji, wrażliwości, w tym dziwnym czasie, kiedy wydaje ci się, że wiesz tak dużo, a mimo tego świat nie przestaje cię zadziwiać – zarówno w ten pozytywny, jak i negatywny sposób. Wilde udaje się też poświęcić nieco czasu bohaterom drugoplanowym, z których żaden nie okazuje się chodzącym stereotypem, i wydobyć z każdego z nich coś interesującego.
Szkoła melanżu to debiut bezpretensjonalny, przyjemnie inkluzywny i autentycznie zabawny. Film – podobnie jak Supersamiec, do którego się go nieraz porównuje (a w którym jedną z głównych ról grał przecież starszy brat Feldstein, Jonah Hill) – skupia się przede wszystkim na jednej szalonej nocy, serii pomyłek i prób dotarcia na tę kluczową imprezę, która jednak ostatecznie nie okaże się spełnieniem melanżowych, standardowo zbyt wysokich oczekiwań. A jednak debiut Wilde nie sprowadza się do motywu wykluczenia (w tej sferze więcej jest nadziei niż rezygnacji), wulgarnych dowcipów, papierowych postaci i – ostatecznie – zdobycia złotego runa. Reżyserka nie poświęca emocjonalnej uczciwości, by zadowolić swoje bohaterki. Finał tańczy na zgliszczach oczekiwań widzów i postaci, akcentuje opowieść głęboko uczuciową, wymowną nutą – szczerą jak cały seans.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Michał JareckiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat