Reedycja finału trylogii Silos już dostępna. Przeczytajcie fragment Pyłu
27 sierpnia 2024 roku pojawiła się reedycja finałowego tomu z serii SIlos. Możecie przeczytać fragment Pyłu poniżej.
27 sierpnia 2024 roku pojawiła się reedycja finałowego tomu z serii SIlos. Możecie przeczytać fragment Pyłu poniżej.
Wczoraj miała miejsce premiera reedycji finałowego tomu serii Hugh Howeya, czyli Pył. Na cykl składają się powieści Silos, Zmiana i właśnie Pył. Cykl ten łączy w sobie elementy science fiction, postapo i dystopii, przedstawiając świat, w którym ludzkość żyje w ogromnych, podziemnych strukturach. Jak się tam znaleźli, kto tym wszystkim kieruje i jaka przyszłość czeka bohaterów - o tym wszystkim można dowiedzieć się z książek Howeya.
Warto przypomnieć, że na podstawie tej serii powstał popularny serial Apple TV+ z Rebeccą Ferguson w roli głównej o tytule Silos.
Wydawnictwo Altobook udostępniło fragment z książki. Tekst znajdziecie pod okładką i opisem książki.
Pył - opis i okładka książki
Aby powstał nowy świat, stary musi upaść.
Mieszkańcy silosu 18 uczą się żyć w nowej rzeczywistości. Niektórzy akceptują zmiany, inni obawiają się nieznanego. Nikt z nich nie ma kontroli nad własnym losem. Silosowi wciąż zagrażają ludzie dążący do jego zniszczenia, a Jules musi ich powstrzymać.
W Pyle, ostatniej części bestsellerowej trylogii Silos, wybory dokonane przez rządzących silosami mogą doprowadzić do zbawienia… lub do śmierci wszystkich na planecie.
Pył - fragment
– Jest tam kto?
– Halo? Tak. Jestem.
– A, Lukas. Nie odzywałeś się. Przez chwilę myślałem... że to ktoś inny.
– Nie, to ja. Tylko poprawiałem słuchawki. Miałem pracowity poranek.
– Tak?
– Aha. Nic ciekawego. Spotkania komitetu. Chwilowo brakuje nam tu ludzi. Wielu musieliśmy oddelegować gdzie indziej.
– Ale sytuacja się uspokaja? Żadnych powstań?
– Nie, nie. Wszystko wraca do normy. Ludzie wstają rano i idą do pracy. Wieczorem padają do łóżek jak kłody. W tym tygodniu mieliśmy loterię, do niektórych uśmiechnęło się szczęście.
– To dobrze. Bardzo dobrze. Jak posuwają się prace nad serwerem szóstym?
– Dzięki, nieźle. Wszystkie twoje hasła działają. Na razie natrafiliśmy na więcej takich samych danych. Tylko nie bardzo rozumiem, czemu są takie ważne.
– Szukajcie dalej. Wszystko jest istotne. Dane na pewno nie znalazły się tam bez przyczyny.
– To samo mówiłeś o wpisach w tych książkach. A jednak wiele z nich wydaje mi się nonsensem. Zaczynam się zastanawiać, czy to w ogóle prawda.
– Czemu? O czym czytałeś?
– Dotarłem do tomu C. Dziś rano czytałem o takim... grzybie. Moment. Zaraz znajdę. O, jest. Cordyceps, maczużnik.
– To rodzaj grzyba? Nigdy o nim nie słyszałem.
– Tu jest napisane, że robi coś z mózgiem mrówki, przeprogramowuje go jak maszynę i zmusza mrówkę, żeby przed śmiercią wspięła się na czubek rośliny...
– Niewidzialna maszyna przeprogramowująca mózg? Szczerze wątpię, by to był przypadkowy wpis.
– Tak? W takim razie co on oznacza?
– Oznacza... oznacza, że nie jesteśmy wolni. Nikt z nas.
– Jakże budujące. Już rozumiem, dlaczego wolała, żebym to ja z tobą rozmawiał.
– Wasza pani burmistrz? Czy to dlatego...? Nie zgłaszała się od dłuższego czasu.
– Nie. Nie ma jej. Pracuje nad czymś.
– Nad czym?
– Wolałbym nie mówić. Nie spodobałoby ci się to.
– Czemu tak sądzisz?
– Bo mi też się to nie podoba. Próbowałem wybić jej to z głowy. Ale ona bywa dość... zawzięta.
– Jeśli to, co robi, ma spowodować kłopoty, powinienem o tym wiedzieć. Jestem tu, żeby wam pomóc. Mogę odwrócić ich uwagę...
– Chodzi o to... że ona ci nie ufa. Nie wierzy nawet, że za każdym razem rozmawia z tą samą osobą.
– Ależ tak. To ja. Maszyny robią coś z moim głosem.
– Mówię tylko, co ona uważa.
– Bardzo bym chciał, żeby przyszła porozmawiać. Naprawdę chcę wam pomóc.
– Wierzę ci. Chyba najlepsze, co możesz dla nas zrobić, to trzymać za nas kciuki.
– A to czemu?
– Bo mam przeczucie, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Część I
Podkop
1
Z sufitów Maszynowni sypał się pył wzbity przez towarzyszące kopaniu wibracje. Przewody kołysały się łagodnie. Ruchy grzechotały. A dobiegające z sali generatora hałaśliwe staccato wypełniało powietrze, odbijając się od ścian i przywodząc na myśl czasy, gdy wymagające regulacji maszyny chybotały się niebezpiecznie.
W sercu tego przeraźliwego jazgotu stała Juliette Nichols. Roboczy kombinezon miała rozpięty do pasa, z rękawami związanymi na biodrach, a mieszanka kurzu i potu plamiła jej podkoszulek jak błoto. Juliette opierała się całym ciężarem ciała o koparkę, a jej muskularne ręce drżały, gdy ciężki, metalowy tłok młota pneumatycznego raz po raz uderzał w betonową ścianę silosu osiemnastego.
Czuła wibracje nawet w zębach. Każda kość i każdy staw jej ciała drżały, a stare rany odzywały się bólem. Stojący z boku górnicy, którzy na co dzień obsługiwali maszynę, przyglądali się z niezadowolonymi minami. Juliette odwróciła głowę od kruszonego betonu i dostrzegła, że stoją z rękami skrzyżowanymi na szerokich piersiach, rzucając jej surowe spojrzenia, być może wściekli za to, że przywłaszczyła sobie ich
sprzęt. A może za złamanie tabu, za kopanie tam, gdzie kopać nie wolno.
Juliette przełknęła ślinę zmieszaną z piachem i kredą, po czym skupiła uwagę na pękającej ścianie. Istniała również inna możliwość, której nie mogła zignorować. Zginęło przez nią wielu dobrych mechaników i górników. Brutalne walki rozpętały się, kiedy odmówiła czyszczenia. Jak wiele obserwujących ją przy pracy kobiet i mężczyzn straciło najbliższą osobę, najlepszego przyjaciela, członka rodziny? Jak wielu ją obwiniało? Z pewnością nie była w tym odosobniona.
Młot szarpnął się jak żywy; dało się słyszeć brzęk metalu uderzającego o metal. Juliette skierowała szczęki urządzenia na bok, odsłaniając pręty zbrojenia niczym kości zatopione w białej tkance betonu. Wykuła już istny krater w zewnętrznej ścianie silosu. Nad jej głową zwieszał się pierwszy rząd poprzecinanych prętów o końcach wygładzonych palnikiem jak roztopione świeczki. Dwie stopy głębiej tkwiła kolejna warstwa żelaznego zbrojenia – ściany silosu okazały się grubsze, niż podejrzewała. Ze zdrętwiałymi kończynami i zszarganymi nerwami pchnęła maszynę na gąsienicach i nakierowała klinowato zakończony tłok na skałę pomiędzy prętami. Gdyby na własne oczy nie widziała schematów – gdyby nie wiedziała, że istnieją inne silosy – już dawno by się poddała. Miała wrażenie, że przedziera się przez trzewia ziemi. Jej ramiona drżały, dłonie się rozmazywały. Atakowała ścianę silosu, pragnąc tylko przebić się przez ten cholerny beton na drugą stronę, na zewnątrz.
Górnicy niespokojnie przestępowali z nogi na nogę. Młot znów zadzwonił o stal, więc Juliette oderwała od nich wzrok, żeby patrzeć, gdzie kuje. Skupiła się na białej skale pomiędzy prętami. Ciężkim butem wdusiła dźwignię napędu i z całej siły naparła na maszynę, która z mozołem potoczyła się na zardzewiałych gąsienicach o kolejny cal. Już dawno powinna była zrobić sobie przerwę. Krztusiła się zalegającym w gardle pyłem, umierała z pragnienia, ręce domagały się odpoczynku, a gruz piętrzył się u podstawy koparki i obsypywał jej stopy. Kopniakiem roztrąciła co większe kawałki i kopała dalej.
Obawiała się, że jeśli znów się zatrzyma, nie zdoła przekonać górników, by pozwolili jej kontynuować. Nie miało znaczenia, czy była burmistrzem czy kierowniczką zmiany – ludzie, których miała za nieustraszonych, opuścili już salę generatora ze zmarszczonymi czołami. Najwyraźniej przerażała ich myśl, że Juliette mogłaby naruszyć jakąś hermetyczną pieczęć i wpuścić do środka plugawe, zabójcze powietrze. Dostrzegała spojrzenia, jakimi ją obrzucali, wiedząc, że stąpała na zewnątrz – tak jakby była jakimś duchem. Wielu trzymało się od niej z daleka jak od nosicielki zarazy.
Zacisnęła szczęki, a ohydny w smaku żwir zachrzęścił jej w zębach. Znów kopnęła dźwignię napędu i gąsienice koparki przetoczyły się o kolejny cal naprzód. Jeszcze jeden. Juliette przeklęła maszynę i ból w nadgarstkach. Chrzanić walki i poległych przyjaciół. Chrzanić myśl o Solo i dzieciach, całkiem samych, oddzielonych niekończącą się warstwą skał. I chrzanić ten nonsens z byciem burmistrzem i to, jak na nią spoglądali – jakby nagle była kierowniczką każdej zmiany na każdym piętrze, jakby miała pojęcie, co robi, jakby musieli jej słuchać, choć się jej bali...
Koparka szarpnęła się naprzód o więcej niż cal, a tłukący o beton młot wydał przeszywający jęk. Maszyna wyrwała się Juliette z ręki i zawyła na wysokich obrotach, jakby miała zaraz eksplodować. Górnicy rozpierzchli się jak spłoszone pchły. Kilku z nich pobiegło ku Juliette, która wcisnęła czerwony przycisk wyłącznika awaryjnego, ledwo widoczny w chmurach białego pyłu. Koparka drżała i podskakiwała, powoli zmniejszając obroty.
– Przebiłaś się! Przebiłaś się!
Raph odciągnął Juliette do tyłu i ścisnął jej zdrętwiałe kończyny swoimi bladymi rękami, muskularnymi po latach pracy w kopalni. Pozostali krzyczeli na nią za to, co zrobiła. Skończyła. Koparka wydała dźwięk, jakby pękł korbowód; wciąż rozlegało się wycie potężnego silnika pracującego bez tarcia, bez najmniejszego oporu. Juliette puściła przyrządy sterownicze i zwiotczała w uścisku Rapha. Powróciła znajoma desperacja, myśl o przyjaciołach pogrzebanych żywcem w grobowcu pustego silosu, do którego nie potrafiła się dostać.
– Przebiłaś się, wracaj!
Cuchnąca smarem i potem dłoń zacisnęła jej się na ustach, by chronić ją przed powietrzem z zewnątrz. Juliette nie mogła oddychać. Chmura betonowego pyłu rozwiewała się, odsłaniając czarną pustkę. A w niej, pomiędzy dwoma żelaznymi prętami, ziała ciemna otchłań. Otchłań między kratami więzienia, których dwie warstwy otaczały ich z każdej strony, biegnąc od Maszynowni aż po samą górę. Przebiła się. Na drugą stronę. Oto patrzyła na coś innego, obcego, na zewnętrze.
– Palnik – wymamrotała Juliette, kiedy już z trudem ściągnęła z twarzy pokrytą odciskami dłoń Rapha i odważyła się zaczerpnąć tchu. – Dajcie mi palnik. I latarkę.
2
– Cholerstwo zardzewiało na amen.
– To mi wygląda na przewody hydrauliczne.
– Musi mieć z tysiąc lat.
To ostatnie wymamrotał nafciarz Fitz, pogwizdując przez luki w uzębieniu. Górnicy i mechanicy, którzy w trakcie kopania trzymali się z daleka, teraz tłoczyli się za plecami Juliette, gdy ta snopem światła z latarki przebijała woale snującego się w powietrzu pyłu i spoglądała w głąb otworu. Raph, równie blady co chmury kurzu, stał u jej boku; wspólnie wciskali się w stożkowaty krater wygryziony w grubej na pięć albo i sześć stóp betonowej ścianie. Oczy albinosa były szeroko otwarte, białe policzki wydęte, wargi zaciśnięte i jeszcze bledsze niż zwykle.
– Możesz oddychać, Raph – poradziła mu Juliette. – To po prostu kolejne pomieszczenie.
Blady górnik z ulgą wypuścił powietrze i rozkazał ludziom z tyłu, żeby się nie przepychali. Juliette oddała latarkę Fitzowi i odwróciła się od otworu. Zaczęła przeciskać się przez tłum; serce nadal tłukło jej się w piersi na myśl o maszynie, której zarysy dostrzegli po drugiej stronie. Szepty stłoczonych górników szybko potwierdziły to, co widziała: wsporniki, śruby, gumowy wąż, stalowa płyta z odpryskami farby i rdzawymi zaciekami – cielsko mechanicznej bestii, która ciągnęła się w górę i na boki tak daleko, jak tylko sięgał nikły blask latarki. Ktoś wcisnął w drżącą dłoń Juliette kubek wody. Piła łapczywie. Była wyczerpana, lecz jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Nie mogła się doczekać, aż opowie o tym Solo przez radio. Nie mogła się doczekać, aż powie Lukasowi. Oto odrobina pogrzebanej nadziei.
– Co teraz? – zapytał Dawson.
Nowy kierownik trzeciej zmiany, który podał jej wodę, przyglądał jej się nieufnie. Dawson nie skończył jeszcze czterdziestki, ale praca po nocach dodała mu kilka lat. Miał duże, sękate dłonie, efekt kaleczonych kłykci i łamanych palców, czasem przy pracy, czasem w bójkach. Juliette oddała mu kubek. Dawson zajrzał na dno i wypił ostatni łyk.
– Teraz powiększymy otwór – powiedziała mu. – Dostaniemy się tam i sprawdzimy, czy ten złom nam się do czegoś przyda.
Ruch na szczycie buczącego generatora głównego przykuł uwagę Juliette. Podniosła wzrok w samą porę, by pochwycić chmurne spojrzenie Shirly. Kobieta odwróciła się.
Juliette ścisnęła Dawsona za ramię.
– Poszerzenie tego otworu zajmie wieki – powiedziała. – Potrzebujemy dziesiątek mniejszych otworów, które potem połączymy. Trzeba wyrwać cały kawał betonu naraz. Przyprowadźcie drugą koparkę. I łapcie za kilofy, ale postarajcie się ograniczyć ilość kurzu do minimum.
Kierownik trzeciej zmiany kiwnął głową i stuknął palcami o pusty kubek.
– Bez wysadzania? – zapytał.
– Bez wysadzania – odparła. – Nie chcę tego uszkodzić, cokolwiek to jest.
Skinął głową, a Juliette zostawiła go z robotnikami. Podeszła do generatora. Shirly również miała kombinezon rozpięty do pasa, a rękawy związane. Ciemny trójkąt wilgoci znaczył jej podkoszulek. Pracowała na szczycie generatora ze ścierką w każdej dłoni, czyszcząc urządzenie zarówno ze starego smaru, jak i świeżej warstewki pyłu wzbitego całodziennym kuciem. Juliette rozwiązała rękawy kombinezonu i wsunęła w nie ręce, ukrywając blizny. Wspięła się po bocznej ścianie generatora, doskonale wiedząc, gdzie chwycić, które części były gorące, a które zaledwie ciepłe.
– Potrzebujesz pomocy? – zapytała, dotarłszy na szczyt. Hucząca maszyna przyjemnie grzała jej obolałe mięśnie.
Shirly otarła twarz rąbkiem podkoszulka. Pokręciła głową.
– Nie trzeba – powiedziała.
– Przepraszam za to rumowisko. – Juliette podniosła głos, by przekrzyczeć hałas masywnych tłoków, które wystrzeliwały w górę i opadały. Jeszcze nie tak dawno maszyna trzęsła się i domagała naprawy tak rozpaczliwie, że człowiekowi, który stanął na jej szczycie, aż dzwoniły zęby.
Shirly odwróciła się i zrzuciła zabłocone, białe ścierki na dół, do swojego cienia, Kali, która zamoczyła je w wiadrze pełnym brudnej wody. Dziwnie było oglądać nową szefową Maszynowni przy pracy nad czymś tak przyziemnym jak czyszczenie generatora. Juliette spróbowała wyobrazić sobie Knoxa robiącego to samo. A wtedy dotarło do niej po raz setny, że sama jest burmistrzem, a przecież spędza czas, drążąc w
ścianach i tnąc pręty zbrojenia. Kali odrzuciła szmaty z powrotem, a Shirly złapała je przy akompaniamencie mokrych plaśnięć, rozbryzgując kropelki piany. Milczenie starej przyjaciółki Juliette było nadzwyczaj wymowne.
Juliette odwróciła się i przyjrzała ekipie, która oczyszczała gruzy i usiłowała powiększyć otwór. Shirly nie była zadowolona z faktu, że Juliette podbierała jej siłę roboczą, a jeszcze mniej z naruszenia stanowiącej tabu granicy silosu. Prośba o robotników nadeszła w momencie, gdy ich szeregi i tak już były przerzedzone niedawnym wybuchem przemocy. I nie miało znaczenia, czy Shirly obwiniała Juliette za śmierć swojego męża. Juliette czuła się winna, więc napięcie zalegało między nimi jak warstwa smaru.
Nie minęła dłuższa chwila, a odgłosy kucia powróciły. Juliette dostrzegła Bobby’ego przy przyrządach sterowniczych koparki. Jego ogromne, umięśnione ręce rozmazywały się, gdy kierował młotem pneumatycznym na gąsienicy. Widok jakiejś dziwnej maszyny – artefaktu pogrzebanego za ścianami silosu – tchnął nowe siły w opornych dotąd górników. Strach i powątpiewanie przerodziły się w determinację. Zjawił
się tragarz z jedzeniem, a Juliette obserwowała młodego człowieka z odsłoniętymi rękami i nogami wpatrzonego w pracujących mężczyzn. Tragarz zostawił ładunek owoców i gorących posiłków, zabierając ze sobą najświeższą nowinę.
Juliette stała na szumiącym generatorze, a jej wątpliwości się rozwiewały. Postępujemy właściwie, powiedziała sobie w myślach. Na własne oczy widziała przecież ogrom świata, ze szczytu spoglądała na krajobraz. Teraz musiała tylko pokazać innym, co jest na zewnątrz. A wówczas sami zaczną garnąć się do pracy, zamiast się jej obawiać.
Źródło: Altobook
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat