Adolf Hitler jako pisarz SF? Przeczytaj fragment powieści Żelazny sen
Dziś premierę ma powieść science fiction Normana Spinrada pt. Żelazny sen. Mamy dla was początek tego utworu.
Dziś premierę ma powieść science fiction Normana Spinrada pt. Żelazny sen. Mamy dla was początek tego utworu.
Wnętrze fortecy urządzone zostało na helderską modłę, w odróżnieniu od całej reszty zabudowań na południowym brzegu rzeki Ulm, gdzie na skutek nieszczęsnych okoliczności Feric spędził dzieciństwo i młodość. Ogromny hol wyłożono równiutko płytami czerwonego, czarnego i białego kamienia, farbami o tych samych kolorach pomalowano też ściany pokryte polerowaną dębiną. Pomieszczenie rozjaśniał blask wielkich elektrycznych sfer. Jakaż to różnica w porównaniu z prymitywnymi betonowymi wnętrzami i wysokimi świecami, jakie widywał w każdym borgraviańskim urzędzie!
Kilka kroków dalej helderski strażnik, odziany w niechlujny nieco szary mundur z zaśniedziałymi mosiężnymi guzikami, dzielił stojących w kolejce na dwie grupy. Mutanci i mieszańcy o najbardziej widocznych wadach genetycznych byli kierowani w głąb holu, gdzie znikali za drzwiami pośrodku najdalszej ze ścian. Feric popierał to działanie z całego serca — jaki jest sens w marnowaniu cennego czasu genetyka na tak ewidentnych podludzi. Nawet zwykły strażnik wiedział, co robić w takich przypadkach, i odsyłał ich z kwitkiem bez badania. Znacznie mniejszą część oczekujących, którym pozostawiono cień nadziei, kierowano w stronę bliższego wyjścia i choć dało się tam dostrzec sporo wątpliwych przypadków — cuchnący Borgravianin, który stał przed Fericem, najlepszym tego przykładem — to nie było wśród nich ani jednego błękitka albo papugębego.
Podchodząc do pierwszego strażnika, Jaggar dostrzegł jednak dziwny i niepokojący szczegół. Człowiek ten skłaniał głowę przed większością mutantów, których odprawiał z kwitkiem, jakby przyznawał się do znajomości z tymi podludźmi; Borgravianie także zachowywali się w sposób sugerujący, że ta rutyna nie jest im obca, i — co najdziwniejsze — nie protestowali nijak, ani słowem, ani gestem, gdy byli spławiani. Szczerze powiedziawszy, nie okazywali żadnych emocji. Czyżby te żałosne stworzenia były zdegenerowane nie tylko fizycznie, ale też umysłowo i miały tak krótką pamięć, że zapominały, co było zaledwie dzień wcześniej, po czym wracały raz po raz, jakby to był jakiś dziwaczny rytuał? Feric słyszał o podobnych przypadkach mających miejsce w najgorszych genetycznych śmietniskach, takich jak Cressia i Arbona, ale nigdy wcześniej nie zaobserwował ich na terytorium Borgravii, której pula genetyczna była nieustannie ubogacana przez przebywających na wygnaniu rodowitych Helderczyków, ludzi, którzy nie zdołali uzyskać certyfikatu czystości genetycznej, ale którym naprawdę niewiele do tej czystości brakowało, dzięki czemu zwiększali pulę genów tej krainy, wynosząc ją wysoko ponad średnią Arbony i Zindu.
Gdy Feric stanął w końcu przed znudzonym urzędnikiem, usłyszał zadane bezbarwnym tonem pytanie:
— Dzienna przepustka, obywatel czy kandydat na obywatela? — Kandydat na obywatela — odparł zwięźle.
Był pewien, że jedynym sposobem na dostanie się do Heldonu jest przejście szczegółowego testu genetycznego. Albo jest się obywatelem, albo występuje się o certyfikat i przechodzi testy, a ten, kto je oblewa, nie otrzymuje wstępu na terytorium Wielkiej Republiki. Co więc miała znaczyć ta trzecia kategoria?
Strażnik posłał Ferica do mniejszej kolejki, wskazując kierunek jedynie skinieniem głowy. Był w tym pewien wzorzec, coś, co nadawało specyficzny charakter tym wszystkim działaniom — coś, co niepokoiło Ferica do głębi, jakieś zło unoszące się w powietrzu, dziwna martwota, brak charakterystycznej dla Helderczyków werwy. Czyżby długa izolacja po borgraviańskiej stronie wpływała w tak destrukcyjny sposób na ducha i wolę tych genetycznie czystych ludzi?
Gdy przyszła na niego kolej, pogrążony w niewesołych myślach Jaggar wszedł za wskazane drzwi i tak trafił do długiej, wąskiej sali wyłożonej sosnową boazerią, którą zdobiły płaskorzeźby przedstawiające typowe sceny z życia Szmaragdowego Lasu. Przez całe to pomieszczenie biegła lada z czarnego kamienia, wypolerowana na błysk i inkrustowana bogato elementami ze stali nierdzewnej, która oddzielała petentów od czterech celników.
Mężczyźni ci byli prawdziwymi okazami czystości rasowej, ale ich mundury wyglądały niechlujnie, a zachowanie odbiegało daleko od zwyczajowego żołnierskiego drylu. Kojarzyli się bardziej z kasjerami bankowymi albo urzędnikami pocztowymi niż z celnikami mającymi strzec czystości genetycznej kraju.
Niepokój Jaggara wzrósł jeszcze bardziej, gdy cuchnący kwaśno Borgravianin zakończył krótką rozmowę z pierwszym funkcjonariuszem, starł z dłoni tusz pozostały po odciśnięciu linii papilarnych brudną jak diabli szmatką, po czym ruszył w kierunku kolejnego stanowiska. Na końcu sali Feric dostrzegł przejście na most strzeżone przez uzbrojonego w buławę i pistolet człowieka, który wpuszczał na teren Heldonu najbardziej skundlone kreatury. Cała ta operacja wyglądała naprawdę podejrzanie.
Pierwszy z helderskich funkcjonariuszy był młodym blondynem, idealnym przykładem genotypu prawdziwego człowieka; choć Jaggar zauważył pewną niedbałość w zachowaniu tego celnika, to jego mundur był o wiele schludniejszy niż w przypadku pozostałych oficerów, których miał okazję tutaj widzieć, był też świeżo wyprasowany, a mosiężnych guzików i zdobień nie pokrywała warstwa śniedzi. Przed celnikiem na lśniącej czarnej ladzie leżały stos formularzy, rysik, bibułka, kawałek brudnej szmatki i nasączona tuszem poduszka.
Funkcjonariusz spojrzał Fericowi prosto w oczy, ale jakoś tak bez przekonania.
— Czy posiada pan certyfikat genetycznej czystości wystawiony przez Wielką Republikę Heldonu? — zapytał formalnym tonem.
— Występuję o wydanie certyfikatu i pozwolenie na wstęp na terytorium Wielkiej Republiki w charakterze obywatela i prawdziwego człowieka — odpowiedział Jaggar z godnością odpowiadającą, jak mniemał, poziomowi tej rozmowy.
— Tak — mruknął niepewnie oficer, sięgając po rysik i leżący na wierzchu formularz, po czym oderwał niebieskie oczy od stojącego przed nim petenta. — Załatwmy konieczne formalności. Nazwisko?
— Feric Jaggar — padła dumna odpowiedź, rzucona w nadziei, że tamtemu coś zaświta.
Choć Heermark Jaggar był jednym z mniej ważnych członków gabinetu w czasach, gdy w Karmaku podpisywano traktat pokojowy, to w jego ojczyźnie powinno żyć jeszcze wielu patriotów, którzy pamiętali nazwiska męczenników z tamtego okresu. Celnik nie wykazał jednak żadnych oznak zainteresowania na dźwięk rodowego nazwiska, zapisał je po prostu niezbyt pewną ręką.
— Miejsce urodzenia?
— Gormond w Borgravii.
— Posiadane obecnie obywatelstwo?
Feric skrzywił się zmuszony przyznać, że technicznie rzecz biorąc, jest Borgravianinem.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat