Adolf Hitler jako pisarz SF? Przeczytaj fragment powieści Żelazny sen
Dziś premierę ma powieść science fiction Normana Spinrada pt. Żelazny sen. Mamy dla was początek tego utworu.
Dziś premierę ma powieść science fiction Normana Spinrada pt. Żelazny sen. Mamy dla was początek tego utworu.
— Aczkolwiek — dodał pospiesznie — oboje moi rodzice byli rodzonymi Helderczykami, posiadającymi certyfikaty czystymi ludźmi. Moim ojcem był Heermark Jaggar, który służył podczas Wielkiej Wojny jako podsekretarz oceny genetycznej.
— Zdaje pan sobie z pewnością sprawę, że posiadanie najznamienitszych choćby przodków nie gwarantuje uznania za prawdziwego człowieka, nawet w przypadku przyjścia na świat na terytorium Wielkiej Republiki.
Czysta rasowo, jasna skóra na twarzy Jaggara poczerwieniała w jednym momencie.
— Pragnę przypomnieć, że mojego ojca wygnano nie z powodu skażenia genetycznego, tylko wiernej służby Heldonowi. Jak wielu innych praworządnych obywateli Republiki padł ofiarą ohydnego traktatu karmackiego.
— To akurat nie moja sprawa — stwierdził oficer, po czym przytknął palce Ferica do tuszu i odbił je w odpowiednich miejscach formularza. — Polityka mnie nie interesuje.
— Czystość genetyczna jest niezbędna do przetrwania rodzaju ludzkiego! — wysyczał Jaggar.
— Niewątpliwie — przyznał bezmyślnie funkcjonariusz, podając mu usmarowaną tuszem szmatkę skażoną paluchami mieszańca, którego obsłużył chwilę wcześniej, nie mówiąc o wielu innych, którzy przewinęli się przez jego stanowisko.
Feric oczyścił ręce najdokładniej jak się dało, wykorzystując najmniej zabrudzony skrawek, gdy tymczasem obsługujący go oficer przekazywał formularz Helderczykowi po prawej.
Drugi celnik był mężczyzną w słusznym wieku, o krótko przystrzyżonych siwych włosach i dostojnym, napomadowanym wąsie. Od razu widać było, że za młodu musiał być kawałem chłopa. Teraz jednak oczy miał mocno przekrwione, a wzrok mętny, jakby był bardzo zmęczony, i garbił się mocno. Czyżby ciążył mu nie tylko ciężar własnego ciała, ale i ten metaforyczny, ogromny, zrzucony na jego barki przez Republikę? Rękaw bluzy mundurowej szpakowatego oficera zdobił emblemat analityka genetycznego: czerwony kaduceusz wpisany w czarną pięść. Mężczyzna zerknął na formularz, a potem przemówił obojętnym tonem, nie patrząc Fericowi w oczy.
— Prawy człeku Jaggarze, jestem doktor Heimat. Muszę przeprowadzić serię testów, zanim wydam ci certyfikat czystości rasowej.
Feric nie wierzył własnym uszom. Co to za analityk, który wygłasza podobne truizmy, poprzedzając je tytułem, którego powinien używać dopiero po otrzymaniu pozytywnych wyników? Jak wytłumaczyć okazywane na każdym kroku nietypową ospałość i niewiarygodny brak dyscypliny personelu fortecy celnej?
Heimat przekazał dokument podwładnemu po prawej stronie, dużo szczuplejszemu i o wiele młodszemu mężczyźnie o kasztanowych włosach noszącemu na mundurze insygnia skryby. Feric skupił na nim uwagę w tym samym momencie, a jego dotychczasowe rozterki ustąpiły innemu, znacznie gorszemu spostrzeżeniu.
Choć skryba mógł się wydawać czysty rasowo każdemu, kto nie miał wystarczająco wyczulonego spojrzenia, to Jaggar natychmiast rozpoznał w nim Doma!
Nie umiałby powiedzieć, które dokładnie szczegóły wyglądu pozwoliły mu na ustalenie wspomnianego faktu, ale patrząc na tego mężczyznę, wiedział, że ma do czynienia z Dominatorem. Informowały go o tym wszystkie zmysły, także te, o których istnieniu jeszcze nie wiedział; ten gryzoniowaty błysk w jego oku, to bijące z twarzy samozadowolenie. Niewykluczone, że Feric odbierał więcej podobnych wskazówek, również na poziomie podprogowym: choćby niepasujący do wyglądu zapach ciała identyfikowany wyłącznie przez jakieś odległe rejony mózgu i emanującą z ciała tamtego energię elektromagnetyczną, która pobudzała zmysły Jaggara, choć pole dominacyjne nie zostało skierowane w jego stronę. Być może chodziło o to, że Feric, prawdziwy człowiek wychowujący się w pełnej mutantów i mieszańców krainie, w której rozpanoszyli się Dominatorzy, zdołał wyrobić sobie psychiczną reakcję na ich obecność, której rodowitym Helderczykom, żyjącym wyłącznie wśród swoich, po prostu brakowało. Jakkolwiek było, choć często miał do czynienia z Domami, to jednak nigdy nie dał się schwytać w ich mentalne sieci, mimo że szubrawcy robili czasem wiele, by go omotać. To nieustanne wystawienie na ich działanie poskutkowało wykształceniem zmysłu pozwalającego wykryć Dominatora, nawet jeśli stosował bardzo subtelne metody manipulacji.
I proszę, oto jedna z tych odrażających kreatur stoi właśnie przed nim z rysikiem i formularzem w dłoniach u boku analityka, zajmując jedno z najważniejszych stanowisk!
To wyjaśniało każdy aspekt sprawy. Cały garnizon w mniejszym bądź większym stopniu został omotany wzorcem dominacji roztaczanym wokół cierpliwie i sumiennie przez pozornie niewiele znaczącego skrybę. To oburzające! Ale jakim cudem Dom zdołał tego dokonać? Czy ludzie złapani w jego sieć zdają sobie sprawę, kto jest ich panem?
Przed Heimatem leżał nadzwyczaj skromny zestaw przyrządów. Borgraviański felczer, z którego usług Feric zmuszony był skorzystać ongiś w Gormondzie, mógł przeprowadzić znacznie więcej testów niż ten Helderczyk, gdyby sądzić po posiadanym przez niego sprzęcie.
Doktor podał Jaggarowi duży niebieski balon.
— Proszę go nadmuchać — powiedział. — Guma została zmodyfikowana w taki sposób, by tylko biochemicznie czysty oddech prawdziwego człowieka zabarwił ją na zielono.
Feric zrobił, co mu kazano, wiedząc doskonale, że to jeden z najprostszych testów. Zaliczyło go wielu znanych mu kiedyś mieszańców, a co gorsza, w przypadku Domów nie sprawdzał się wcale.
Balon, co oczywiste, zmienił barwę na jasną zieleń.
— Analiza oddechu pozytywna — obwieścił Heimat, a skryba Dominator, nie patrząc na nich obu, postawił krzyżyk w odpowiedniej rubryce.
Analityk podał Fericowi szklaną fiolkę.
— Proszę do niej splunąć. Poddam pańską ślinę analizie chemicznej.
Jaggar napluł do fiolki, żałując bardzo, że nie jest to twarz Dominatora, który oderwał w końcu wzrok od papierów i przyglądał mu się z udawaną uprzejmością.
Doktor Heimat rozcieńczył ślinę wodą, nabrał odrobinę do pipety i przelał po kropelce do każdej z dziesięciu szklanych próbówek stojących na drewnianej podstawce. Podolewał do nich przeróżnych chemikaliów, w wyniku czego przezroczysta ciecz nabrała rozmaitych kolorów: czarnego, jasnoniebieskiego, żółtego, pomarańczowego, znów jasnoniebieskiego, czerwonego, jeszcze raz żółtego, jasnoniebieskiego po raz trzeci, purpurowego i mętnobiałego.
— Analiza śliny w stu procentach zgodna — oświadczył doktor ponownie, podnosząc nieco głos.
Ten test, badający dziesięć odmiennych charakterystyk śliny czystego rasowo człowieka, choć nadal bardzo prosty, był jednak o wiele precyzyjniejszy od poprzedniego. Z drugiej strony wiele mutacji nie łączyło się ze zmianą składu śliny albo wydychanego powietrza, czego najlepszym przykładem Dominatorzy, których nie da się wykryć za pomocą testów somatycznych.
Feric mierzył wzrokiem nikczemną kreaturę, zachęcając ją do sprawdzenia jego woli i ujawnienia prawdziwej natury. Skryba jednak nie kierował w jego stronę żadnej energii psychicznej. Dlaczego miałby się ujawniać zwykłemu petentowi, ryzykując rozplątanie wzorca dominacji, skoro wiele wskazywało na to, że nie da się go włączyć do sieci?
Doktor Heimat przytwierdził tymczasem dwie elektrody do skóry na prawej dłoni Ferica, wykorzystując do tego odrobinę kleju roślinnego. Podłączony był do nich pmetr składający się z wykrywacza minimalnych zmian pola bioelektrycznego generowanych przez reakcje mózgu oraz rejestratora służącego do graficznego zapisywania profilu psychicznego. Zwolennicy tej metody twierdzili, że za jej pomocą, o ile jest stosowana w sposób prawidłowy, da się wykryć Dominatora. Nie było jednak całkowitej pewności, czy taki mutant nie umie kontrolować wspomnianych ładunków elektrycznych, a co za tym idzie, czy nie uda mu się odwzorować reakcji prawdziwego człowieka, jeśli zachowa daleko idącą ostrożność.
— Wypowiem teraz kilka twierdzeń, by zbadać pańskie reakcje — poinformował Heimat jak zwykle obojętnym tonem. — Nie musi pan odpowiadać na głos. Aparatura jest tak skalibrowana, że zbada reakcję pańskiego umysłu i ciała.
Wygłosił całą serię zdań, szybko, mechanicznie, bez cienia emocji w głosie.
— Rasa ludzka jest skazana na wymarcie. Ludzki genotyp jest najlepszy spośród wszystkich istot rozumnych, jakie do tej pory wyewoluowały. Żaden materiał genetyczny nie przetrwał Czasu Ognia w stanie całkowicie nieskażonym. Najważniejszym instynktem każdej myślącej istoty jest zwiększanie dobrostanu własnego gatunku kosztem wszystkich innych istot myślących. Miłość jest kulturową sublimacją lubieżności seksualnej. Poświęciłbym życie za towarzysza bądź ukochaną.
I tak dalej, i tak dalej. Każde z tych twierdzeń miało sprowokować reakcję umysłu inną niż w przypadku mutantów, mieszańców, a zwłaszcza Dominatorów.
Feric poważnie wątpił w sensowność przeprowadzania tego testu, choćby dlatego, że każdy Dom, mając dostęp do umysłów innych osób, mógł przewidzieć kolejność wypowiadanych zdań i przygotować odpowiedzi wykorzystujące reakcje, jakie powinny powstać w mózgu prawdziwego człowieka. Mimo to, w połączeniu z ciągiem innych, znacznie precyzyjniejszych testów, dałoby się w ten sposób osiągnąć pożądane efekty, tyle że w odniesieniu do pomniejszych odszczepieńców. Wygłosiwszy twierdzenia, Heimat zerknął na wzory wyrysowane przez maszynę i stwierdził: — Test pmetryczny pozytywny.
Dominator podał mu formularz. Celnik podpisał się u dołu, po czym oświadczył tubalnie:
— Prawy człeku Jaggarze, niniejszym potwierdzam, że posiadasz nieskażony niczym ludzki genotyp, i uznaję cię za prawowitego obywatela Wielkiej Republiki Heldonu.
Feric oniemiał.
— To wszystko? — zapytał. — Trzy podstawowe testy i wręczacie mi certyfikat czystości rasowej? To skandal! Co czwarty drab z Zindu przeszedłby bez trudu tę waszą farsę!
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat