10 filmów, których nigdy nie zapomnę – Piotr Piskozub
Istotą tego typu zestawień jest poniekąd poznanie gustu filmowego autora tekstu i zgłębienie jego umysłu. Jeśli tak, cóż – poznajmy się lepiej.
Istotą tego typu zestawień jest poniekąd poznanie gustu filmowego autora tekstu i zgłębienie jego umysłu. Jeśli tak, cóż – poznajmy się lepiej.
Idź i patrz (1985)
Prawdopodobnie najbardziej przejmujący film wojenny, jaki miałem okazję obejrzeć w życiu. Naturalizm obrazu jest tu tak uderzający, że momentami staje się nie do wytrzymania, zwłaszcza w czasie scen ukazujących porozrzucane bez żadnego szacunku ciała czy spalanie ludzi żywcem w zamkniętych stodołach. Choć film dotyka przede wszystkim problemu eksterminacji ludności wiejskiej na froncie wschodnim, staje się on ostatecznie znakomitym studium II wojny światowej, z całą jej brutalnością i niejednoznacznością. Momentami Idź i patrz korzysta z realizmu tak mocno, że przywodzi na myśli film dokumentalny, oddający piekło wojennej zawieruchy. Oglądam go zawsze ze ściśniętym gardłem, czując swoisty dyskomfort, niezgodę na wydarzenia ukazane na ekranie i zupełną bezsilność. Zazdroszczę przy tym ludziom, którzy będą mieli okazję zobaczyć go po raz pierwszy.
Nuovo cinema Paradiso (1988)
Znów film pozwalający mi przenosić się myślami do lat dzieciństwa, ale tym razem z pytaniem o kształt mojej miłości do kina. W pobliskiej miejscowości, nieznacznie oddalonej od rodzinnego domu, znajdował się budynek, który zawsze przyciągał moją uwagę. Prawie całkowicie już zniszczony, bez okien, a nad drzwiami wejściowymi praktycznie wyblakłe litery informowały, że istniał tu „Capitol”. Jak się potem przekonałem, to pozostałość po kinie, które działało w tym miejscu. Podobnie jak w Cinema Paradiso było ono przez lata miejscem spotkań mieszkańców, tętniło życiem, wpływając na dwa lub trzy pokolenia. Także na mojego ojca. To jego opowieści o Capitolu i o pierwszych filmach, które miał okazję w nim obejrzeć, przyciągnęły mnie do X Muzy. Jakiejś namiastki tego doświadczenia szukam w małych, studyjnych kinach, ale wszyscy doskonale wiemy, że to już nie wróci…
Opowieść o płaczącym wielbłądzie (2003)
Filmowa perełka, którą nie znoszę się z nikim dzielić z banalnego powodu - w czasie seansu płaczę jak dziecko. Fabuła jest do bólu prosta: wielbłądzica po trudnym porodzie odrzuca swoje młode, a mieszkańcy mongolskiej pustyni Gobi walczą o jego przeżycie, gdyż nie poradzi sobie bez mleka matki. Zgodnie z pradawnym rytuałem do wioski zostaje sprowadzony muzyk, który ma odprawić ceremonię skłaniającą wielbłądzicę do zaopiekowania się swoim dzieckiem, a to pod wpływem unoszących się nad stepami dźwięków… płacze. Nie wiem, czy cokolwiek w historii kina miało bardziej magiczne oddziaływanie na widza. W konsternację wpadną tu piewcy racjonalizmu, najtęższe umysły nie będą potrafiły wyjaśnić, co, do licha, dzieje się na ekranie. Co więcej, zawsze, gdy wracam do tego filmu, wzruszam się równie mocno jak przy pierwszym seansie.
Watchmen (2009)
W tym zestawieniu miał się znaleźć Mroczny Rycerz, ale myślę, że nie będzie miał nic przeciwko zajęciu jego miejsca przez film Snydera. Reżyser, zgodnie z duchem komiksowego pierwowzoru, stawia tu pytania o to, jakich herosów potrzebuje świat zmierzający ku zagładzie. Raz po raz pojawiają się odwołania popkulturowe, a nostalgia za czasem minionym wyziera z ekranu z ogromną mocą oddziaływania. Uwielbiam ten rodzaj poetyki i refleksyjną wykładnię. Co więcej, film do dziś staje się zarzewiem dysput w czasie moich spotkań z przyjaciółmi. Kiedyś przekonywaliśmy się nawzajem, że za zabójstwem Kennedy’ego stoi Palacz z serialu Z Archiwum X, jednak z czasem doszliśmy do wniosku, że bardziej prawdopodobna jest opcja z Komediantem jako strzelcem. Przez lata dojrzeliśmy my i prowadzone przez nas rozmowy, jednak film Snydera nadal jest w tym kręgu kopalnią interpretacji i okazją do budowania absurdalnej na pozór debaty.
La grande bellezza (2013)
Proces przemijania zaserwowany w cudownym, lirycznym opakowaniu. Z Rzymu w filmie Sorrentino uderza wszechobecna brzydota, a pozostałości po starożytnych budowlach niejako przekonują, że kiedyś ludzkość musiała mieć kontakt z wyższymi bytami. Wszystko na przestrzeni trzech tysięcy lat zdążyło się zmienić, a cywilizacja z nieba zaczęła podążać w stronę piekła. Rzymianie doskonale więc się bawią w czasie przerysowanych spotkań elit miasta czy karykaturalnych wariacji na temat rozmaitych imprez. „To wszystko to tylko sztuczka”, jak mówi główny bohater w czasie finału filmu, przekonując nas jeszcze, że tu, gdzie kiedyś istniało życie, coraz mocniej daje o sobie znać wciąż ten sam koniec – śmierć. Chciałbym, aby to właśnie Wielkie piękno było tym dziełem, które zobaczę jako ostatnie.
- 1
- 2 (current)
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat