Kobiety Kinowego Uniwersum Marvela
Podążając myślowym tropem ostatnich (pseudo)kontrowersji dotyczących postaci Czarnej Wdowy i feministycznego wydźwięku filmu "Mad Max: Na drodze gniewu", przyglądamy się kobietom w tym niewątpliwie zmaskulinizowanym świecie Kinowego Uniwersum Marvela.
Podążając myślowym tropem ostatnich (pseudo)kontrowersji dotyczących postaci Czarnej Wdowy i feministycznego wydźwięku filmu "Mad Max: Na drodze gniewu", przyglądamy się kobietom w tym niewątpliwie zmaskulinizowanym świecie Kinowego Uniwersum Marvela.
Założenia są podobne jak przy okazji przeglądu Marvelowskich łotrów: z dystansem, subiektywnie i we względnie chronologicznym porządku oceniam żeńskie postacie i wystawiam im szkolną cenzurkę w skali 1-6. Słowem wstępu zaznaczyć można jeszcze, że naprawdę wartościowych i znaczących kobiet w Kinowym Uniwersum Marvela wiele nie ma. To zdecydowanie męski świat, choć przeznaczony dla wszystkich. Indolencja twórców - zarówno kinowych, jak i telewizyjnych - w portretowaniu wyrazistych bohaterek to przypadłość ogólna i zarzut ten rozszerzyć można na cały filmowy światek. Lekko licząc, na jedną udaną produkcję z kobietą w roli głównej przypadnie kilkanaście udanych pozycji z mężczyznami. Przyczyny takiego stanu rzeczy to temat dyskusję dużo głębszą i poważniejszą, my zostajemy na razie na powierzchni merytorycznych rozważań i skupiamy się na czysto rozrywkowym aspekcie.
Virginia "Pepper" Potts
Gwyneth Paltrow
Kevin Feige i Jon Favreau mieli w głowach tylko jedną kandydatkę do roli Pepper Potts. Wizja, jaką roztoczyli przed Gwyneth Paltrow, przekonała aktorkę i choć z komiksami miała niewiele wspólnego, bez wahania zgodziła się wziąć udział w projekcie rodzącego się świata Marvela. Wyżej podpisany należy do miłośników urody Kalifornijki i cieszy się z każdej minuty, którą ta spędza na ekranie. A było tych minut całkiem sporo, bo Pepper pojawiła się już 3 razy – zawsze pozostawiając pozytywne wrażenie. W wykonaniu Paltrow jest to postać kobieca i seksowna nie tylko w sposób czysto fizyczny, ale także intelektualny. Posiada wyrazisty charakter, naturalność w obyciu i zdecydowanie najlepiej sprawdza się we wspólnych scenach z Tonym Starkiem. Ich relacja skrzy dowcipem i lekkością, dzięki czemu ten miłosny duet jest zdecydowanie najlepszym w MCU. Pepper pełni też wiele ról: jest asystentką, powierniczką, przyjacielem, a w końcu także prezesem i kluczowym zarządcą Stark Industries. Ba, zdarzyło jej się nawet przywdziać zbroję Iron Mana oraz znokautować łotra. Zdecydowanie dobra postać, a choć funkcjonująca na drugim planie, to mająca niepoślednie znaczenie dla filmowego świata.
Ocena: 4
Betty Ross
Liv Tyler
Jeśli tak jak ja zapominacie czasem o „The Incredible Hulk”, to zdążyliście też pewnie zapomnieć, że do filmowej rodziny Marvela należy Liv Tyler. Aktorka była fanką telewizyjnego serialu o Bannerze i przyjęła rolę Betty Ross bez uprzedniego czytania scenariusza. Co można o niej powiedzieć? Była, nie ma jej i już raczej nie wróci. Raz, że Bruce ma nową miłość, dwa, że Hulk zniknął na razie z radarów i nie wiadomo, kiedy oraz jak wróci. Do niedawna byłem też pewien, że Marvel w ogóle nie nawiąże do „The Incredible Hulk”, pozostawiając film niejako bękartem wobec reszty filmowej rodziny. Zmieniło się to wraz z ogłoszeniem powrotu Wiliama Hurta do roli generała Rossa, który pojawić ma się w nadchodzącym „Captain America: Civil War”. A więc kto wie, może Betty Ross jeszcze kiedyś się pojawi. Nauczyciel zgubił wypracowanie i dał tróję dla niepoznaki.
Ocena: 3
Natasha Romanoff (Black Widow)
Scarlett Johansson
Bez dwóch zdań najważniejsza żeńska postać i kluczowa członkini Avengers. Scarlett Johansson dzieli widzów jak mało która aktorka – albo się ją kocha, albo nienawidzi. Osobiście nigdy specjalnie nie fascynowała mnie jej uroda, ale w roli Black Widow sprawdza się obłędnie. Jeszcze zanim oficjalnie ogłoszono jej angaż, zafarbowała włosy na czerwono, licząc, że zdobędzie tym przychylność Jona Favreau. Zdobyła. Czarna Wdowa to postać w założeniu bardzo ciekawa – jest superbohaterką, ale także zwykłym człowiekiem; jest atrakcyjna, ale silna, a przede wszystkim tajemnicza. Tak tajemnicza, że aż do „Avengers: Age of Ultron” nie wiedzieliśmy o niej prawie nic. W 3 poprzednich filmach funkcjonowała głównie jako obdarzona komiksowym seksapilem gwiazda kina akcji, a jej charakter i osobowość nie były zgłębiane. Stanowiła ważny trybik nakręcający kolejne fabuły, ale więcej korzyści przyniosła marketingowcom, którzy bezwzględnie wykorzystywali kobiece atrybuty Johansson – dekolt, wypięte pośladki i rozwiane włosy. Była tą atrakcyjną uczennicą próbującą uwieść nauczyciela i ominąć konieczność zdawania egzaminów. Całe szczęście Joss Whedon pokazał w „Czasie Ultrona”, że to bohaterka dużo bardziej złożona, delikatna, wręcz tragiczna. Zgrabnie nakreślono jej trudną przeszłość i genezę, a także wytłumaczono przyjaźń z Hawkeyem i zamknięty w sobie charakter. Takie przedstawienie postaci pozwala z lepszej perspektywy ocenić jej poprzednie występy i postawić piątkę z wyróżnieniem.
By rozładować napięcie, warto wspomnieć, że podczas kręcenia emocjonalnego wyznania o bezpłodności Scarlett Johansson była… w ciąży.
Ocena: +5
Dr Jane Foster
Natalie Portman
W każdej klasie jest kilka tych mniej zdolnych osób. Oto pierwsza w naszym zestawieniu. Uwag mam kilka. Natalie Portman przyjęła rolę nie z racji uwielbienia komiksów, ale głównie ze względu na osobę Kennetha Branagh, ciekawa, co miłośnik Szekspira wymyśli w wysokobudżetowym widowisku. Aktorka to problem numer jeden - nie należę do fanów Portman, brak jej wszechstronności i da się zauważyć, że nie potrafi grać w blockbusterach, zawsze tworząc takie same kreacje – z tą samą wariacją cierpiętniczej miny. W roli pani astrofizyk jest mało wiarygodna, wręcz nieprzekonująca, a ponadto przeciętnie wypada również w duecie z Thorem. W namiętnej scenie pocałunku z finałowych minut sequela – tu ciekawostka – zagrała nie Natalie, ale żona Chrisa Hemswortha, Elsa Pataky, która przywdziała perukę i zastąpiła nieobecną na planie gwiazdorkę. Inna chemia. Problem drugi to zawód Jane – w komiksach jest pielęgniarką, tutaj uzdolnionym naukowcem. Decyzja o zmianie wyszła z samej góry, od Kevina Feige'a, ale można ją podsumować raczej jako nietrafioną. Czy Portman jako pielęgniarka wypadłaby lepiej? Stawiam, że tak. Czy mogłaby zostać Thorem? Gdyby Marvel zdecydował się, wzorem komiksów, postawić na kobietę dzierżącą młot, to najlepszą odpowiedzią jest komentarz samego Chrisa Hemswortha: „W takim wypadku miałbym wreszcie szansę na Oscara”.
Warto jednak zaznaczyć, że filmowy świat Thora liczy sobie najwięcej wartych uwagi kobiet. Dr Jane Foster partneruje Darcy Lewis (jak zawsze urocza Kat Dennings), ale jej rola zaczyna i kończy się na byciu comic relief. Z przykrością zawiadamiam więc, że panie nie uzyskały promocji do następnej klasy.
Ocena: 2
Lady Sif
Jaimie Alexander
W omawianej klasie mamy też jedną chłopczycę, która nie ustępuje kroku samemu Thorowi. Śliczna Jaimie Alexander to rewers głównej kobiecej bohaterki i najjaśniejszy punkt drugiego planu. Wychowując się z czwórką braci, aktorka już za młodu nasiąkła światem Marvela, więc przyjmując rolę, miała o nim względne pojęcie. Fantastycznie wypadła w roli wojowniczki głównie dlatego, że nie straszny był jej fizyczny trening. Jeszcze w szkolnych czasach była członkinią grupy zapaśniczej i ta przeszłość przekłada się na sprawność oraz zgrabność, z jaką włada mieczem na ekranie. Pozytywne wrażenie wzmacnia też aparycja aktorki – kwadratowa szczęka oraz wysportowana sylwetka łączą się z wrodzoną urodą, dając kombinację atrakcyjnej i silnej kobiety. Lady Sif gościnnie pojawiała się również w serialu "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.", a chociaż były to wciągające odcinki, to szkoda jednak, że jej samej nie poświęcono więcej ekranowego czasu. Do bardzo dobrej oceny brakuje bowiem rozwinięcia charakteru – poza tym, że jest bezwarunkowo lojalna, niewiele więcej można powiedzieć. Szkoda - tym większa, że gdyby nie zobowiązania wobec Marvela, Jaimie Alexander byłaby wymarzoną odtwórczynią Wonder Woman.
Czwartą i ostatnią w tej klasie kobietą wartą wzmianki jest Frigga (Rene Russo). Żona Odyna i matka Thora na ekranie nie pełni praktycznie żadnej istotnej roli, a i pojawia się znikomo. Ale jest i nie wadzi. Swoje babki, te Asgardianki.
Ocena: +4
Peggy Carter
Hayley Atwell
A teraz fanfary, wyróżnienia, świadectwa z paskiem i stypendia naukowe. Pierwsza (choćby chronologicznie) pełnokrwista heroina Kinowego Uniwersum Marvela i dla tych oczu zdecydowanie najlepsza żeńska postać. Hayley Atwell jako Peggy Carter jest rewelacyjna – perfekcyjnie tworzy wybuchową mieszankę silnego charakteru i kobiecości. Jest zadziorna, zdeterminowana, wytrwała i silna, a przy tym zawsze wygląda zjawiskowo, nie tylko dzięki makijażowi, ale przede wszystkim dzięki angielskiej elegancji, którą tchnęła w nią brytyjska aktorka. Nie tylko w niczym nie ustępuje otaczającym ją mężczyznom, ale nawet ich przewyższa. Potrafi zrobić wszystko to, co Kapitan Ameryka, i to jeszcze w szpilkach. Wzór dla feministek i mokry sen komiksomaniaków. Wątek romantyczny z jej udziałem prowadzony jest intymnie i bez fałszu, a choć jej rola w filmach jest niewielka, to jednak znacząca. Fantastycznym pomysłem okazało się rozwinięcie tej postaci w Marvel's Agent Carter. Można psioczyć na jego fabułę, ale Hayley Atwell wypełnia ekran w każdej scenie ze swoim udziałem i stanowi bezsprzeczny atut produkcji. Tym mocniejszy, że tło wydarzeń stanowi również skomplikowana sytuacja roli kobiet po II wojnie światowej. Co prawda tylko nowoczesna duchem Peggy Carter płynie pod prąd konwenansów, ale razem z takimi pannami jak Angie Martinelli i Dottie Underwood zapracowała całościowo na maksymalną ocenę.
Ocena: 6
Maria Hill
Cobie Smulders
Cobie Smulders na radarze Jossa Whedona pojawiła się, kiedy ten koncypował film o Wonder Woman. Do realizacji przygód Amazonki nie doszło, ale Whedon zatrudnił Kanadyjkę przy okazji innego wielkiego projektu. W wyścigu po rolę agentki Marii Hill Smulders pokonała m.in. Morenę Baccarin i ostatecznie podpisała kontrakt na aż 9 filmów. Zatrudniła osobistego trenera, który nauczył ją posługiwania się bronią i właściwej postawy ciała. Kiedyś trenowała tae kwon do i chętna była do występowania w jak największej liczbie scen wyczynowych. Z tego, co mówi o swojej bohaterce, jasno wynika, że traktuje ją poważnie. Dużo poważniej niż studio, które do tej pory nie zdecydowało się w żaden sposób pogłębić jej charakteru i historii, zostawiając ją na dalekim uboczu zainteresowania. A szkoda, bo okazji było sporo i potencjał jest. Tę panią przepuścimy jednak warunkowo. Dlaczego? Ponieważ obecnie piastuje jedyne w swoim rodzaju stanowisko łącznika świata kinowego ze światem telewizyjnym. Może właśnie w serialu otrzyma kiedyś swoje 5 minut? Plus Cobie Smulders brzmi dziesięć razy bardziej czadowo i komiksowo niż Maria Hill.
Ocena: 3
Dr Maya Hansen
Rebecca Hall
Rebecca Hall przyjęła rolę w „Iron Man 3” z uwagi na poszukiwanie nowych wrażeń. Kojarzona głównie z kinem artystycznym, chciała spróbować swoich sił i doświadczyć pracy na planie wysokobudżetowego widowiska. Dr Maya Hansen w założeniu miała być silną, znaczącą bohaterką, a wyszła beznamiętnie. Miota się w fabularnej sieci i ani przez moment nie czuć uczuciowego zagrożenia w relacji ze Starkiem – trójkąt miłosny zamyka się w obrębie Pepper, Tony’ego i jego zbroi. Hall nie kreuje wyrazistej postaci, lepiej radzi sobie w filmach, w których gra pierwsze skrzypce i oddaje się portretowaniu skomplikowanych charakterów. W naszym zestawieniu to szara myszka - ni popularna, ni uzdolniona. Do poprawki.
Ocena: 2
Daisy "Skye" Johnson
Chloe Bennet
Niegdyś gwiazdka popu w Chinach znana jako Chloe Wang, a dzisiaj dojrzewająca bohaterka Marvela. Chloe Bennet to kolejny z wielu przykładów fantastycznej pracy wykonywanej przez castingowy dział studia. Atrakcyjna, zabawna, utalentowana i sympatyczna dziewczyna szybko zdobyła serca widzów. Do 13. odcinka 1. sezonu to właśnie jej Skye i Phil Coulson stanowili jedyne jasne punkty „Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.”. Jak potoczyły się dalsze losy serialu, wszyscy wiemy – dziś to ważny okręt we flocie Marvela, zmierzający pewnie ku nieznanym wodom filmowych Inhumans. Na jego czele stoi Daisy „Skye” Johnson, stopniowo ucząca się kontroli swoich mocy i systematycznie ewoluująca od indywidualistycznej haktywistki do pełnoprawnej superbohaterki. Dzięki częstej obecności na ekranie Skye posiada wyrazisty charakter, rozbudowane relacje z innymi członkami grupy, interesująco zarysowaną przeszłość i przyszłość, która zapowiada się wręcz fascynująco. Czy kiedyś – już jako Quake – dołączy do filmowego zespołu Avengers? Ja jestem w 100% za i cichutko przyznaję, że to ta sytuacja, w której nauczyciel podkochuje się w uczennicy i nie potrafi wykrzesać z siebie obiektywizmu.
Ocena: 5
Melinda May
Ming-Na Wen
Tak jak uwielbiam Skye, tak nie przepadam za agentką May. Ming-Na Wen to przeciętna aktorka, sztucznie cedzi swoje kwestie i z reguły wypada bezbarwnie. Nie pomaga również pomysł na jej bohaterkę. Zamknięta w sobie, pomnikowa i skryta za pieszczotliwie złowrogim przydomkiem („Kawaleria”) Melinda May jest postacią papierową, momentami nudnawą. Jej najlepsze, a nieliczne sceny to te, w których wyjaśniła się smutna geneza przezwiska i nieudany związek z psychologiem. Imponować mogą jednak jej bitewne zdolności i przywiązanie do walki o słuszną sprawę. Dla wszystkich kobiet (i nie tylko) Ming-Na Wen stanowić powinna też wzór kondycji i sylwetki, jaką można utrzymać w wieku 51 lat.
Ocena: +3
Jemma Simmons
Elizabeth Henstridge
Duet Fitz-Simmons irytował od pierwszych minut premiery, dziś jest już jednak lepiej. Mnie jednak ciągle trudno przełknąć niepoważnych, młodocianych naukowców specjalizujących się w absolutnie każdej dziedzinie nauki – od matematyki, przez informatykę, aż po medycynę. Iain De Caestecker (odgrywający Leo Fitza) to aktor z większym potencjałem – co potwierdza choćby rola w nadchodzącym debiucie reżyserskim Ryana Goslinga pt. „Lost River”. Elizabeth Henstridge radzi sobie gorzej, ale jej postać stopniowo dojrzewa. Po transformacji Skye i śmierci Tripletta Jemma nie jest już taka sama – zemsta na Bakshim i nieufność wobec Inhumans to akcenty, które wreszcie nadają jej charakteru. Ostatnie sekundy finału 2. sezonu zwiastują, że powinno być jeszcze lepiej. Na razie jednak jest ledwo przeciętnie – mimo 27 lat na karku aktorki Simmons to przykład nieudolnie prowadzonej bohaterki w młodzieżowej konwencji.
Ocena: -3
Bobbi Morse (Mockingbird)
Adrianne Palicki
Radość z angażu Adrianne Palicki i pojawienia się Mockingbird dotyczyła zarówno widzów, jak i samej aktorki. Amerykanka jest zdeklarowaną fanką komiksów, co nie uszło uwadze producentów serialu, którzy to jej konkretnie złożyli propozycję występów. Przed przyjęciem roli Palicki zawahała się – wcielenie się w Morse oznaczało, że nie będzie już mogła zagrać innej postaci w MCU. Czy dobrze zrobiła? Chyba tak, choć z uwagi na wyszkolenie w sztukach walki niezła byłaby z niej i Captain Marvel. Serialowa Bobbi to spełnienie najskrytszych marzeń i fantazji fanów – jest pewna siebie, opanowana, tajemnicza, perfekcyjnie wyszkolona, a do tego piekielnie seksowna. Szkoda tylko, że (podobnie jak w przypadku May) twórcy hamują jej indywidualny rozwój, tłumacząc to skrytym charakterem postaci. Jedyny ponadobowiązkowy i prywatny aspekt stanowi jej romans z Hunterem – a ten akurat jest rozwleczony i tylko miejscami wypada interesująco. W głowie mam jednak ciągle obrazek jej koszulki z logiem „Star Wars” i za to dyskretnie podciągam ocenę.
Z pozostałych żeńskich postaci z „Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.” wymienić warto: Rainę – manipulatorkę, która rehabilituje się pod koniec swojego życia; przerysowaną Victorię Hand; Jiaying, która długo intrygowała, aby następnie w nienaturalny sposób przerodzić się w finałowego wroga ekipy Coulsona, a także Karę (Agentka 33), która nie odzyskała psychicznego zdrowia po eksperymentach HYDRY. Wliczając również takie epizodyczne postacie jak Isabelle Hartley, jest to grono, które całkiem sprawnie wypełniło prowadzone historie.
Ocena: -4
Sharon Carter (Agent 13)
Emily VanCamp
Potomkini Peggy Carter nie robi furory (przynajmniej na razie). Sharon dopiero co została wprowadzona i jej znaczenie powinno wzrastać z kolejnymi filmami. Bracia Russo zaoferowali rolę Emily VanCamp nie tylko ze względu na podobieństwo do komiksowego pierwowzoru, ale głównie dzięki charyzmatycznej roli w serialu „Revenge”. W taką postać celowali i VanCamp okazała się naturalnym wyborem. Jej bohaterka ma się rozwijać, a jeśli scenarzyści dalej inspirować się będą twórczością Eda Brubakera, to poza romansem ze Steve'em Rogersem Agentka 13 może wplątać się w dużo bardziej dramaturgiczne wydarzenia. Na razie jednak stanowiła – tylko i aż - urokliwy element tła. Plusik na zachętę.
Ocena: +3
Gamora
Zoe Saldana
Aktorka wszystkich kolorów tęczy, Zoe Saldana, zaakceptowała zaproszenie od Jamesa Gunna do występu w roli zielonoskórej zabójczyni z kosmosu. Jak sama mówiła, zielony odcień skóry był dla niej argumentem za. Tym razem nie chciała jednak wspierać się technologią motion capture lub CGI i naciskała na pełną charakteryzację. Obdarzona nieszablonową urodą Saldana jest idealną odtwórczynią tego typu ról i pod tym względem nie mam do czego się przyczepić. Jej Gamora jest również silnie wszczepiona w warstwę fabularną – to postać kluczowa dla dynamiki filmu. Uzdolniona nie tylko w walce, ale także obdarzona niezależnym, stanowczym charakterem. Jej przeszłość i ambicje rozpisane są zgrabnie, podobnie jak flirt ze Star-Lordem. Tutaj jednak dopisuję minusik, bo chociaż ich uczucie rodzi się w niewymuszony sposób, to jednak Gamora, dziewczęco podrygująca w rytm nowo poznanego, melodyjnego zjawiska, gryzie się z jej komiksową opinią „the most dangerous woman in the universe”. Osobiście wolałbym, żeby pozostała zadziorna i nieprzejednana, a relacja z Peterem zatrzymała się na przyjacielskiej stopie. To taka mała uwaga na marginesie. Całościowo – również jako praca grupowa – oczywiście ocena bardzo dobra.
Ocena: -5
Nebula
Karen Gillan
Pierwsza i na dobrą sprawę jedyna w naszej klasie „zła dziewczynka”. Sadystyczna, zazdrosna oraz bezwarunkowo wierna Ronanowi i Thanosowi. W tej skrajnej roli Karen Gillan poradziła sobie nad wyraz dobrze. Do roli w "Guardians of the Galaxy" trenowała przez 2 miesiące, studiowała historię starożytnych Spartan, a na dodatek ogoliła głowę. Nebula kieruje się głęboko zakorzenionymi, niemal pierwotnymi instynktami i można zarzucić jej jednowymiarowość, ale przy okazji udowadnia też, jaki potencjał tkwi w kobiecych czarnych charakterach. W duecie z Ronanem to ona wybrzmiewa czyściej (podobna sytuacja miała miejsce np. w filmie „Man of Steel”) i cieszy, że Gillan powróci do swojej roli – jak obiecuje Gunn, tym razem już bez konieczności ścinania włosów. Więcej takich panien poproszę.
Wspomnieć warto również o epizodycznym występie Glenn Close w roli Novy Prime. Choć na ekranie pojawia się raptem przez kilkadziesiąt sekund, to pozostawia po sobie wrażenie autorytetu i władczości. Zwięźle i treściwie. W sumie praca na czwórkę z plusem.
Ocena: +4
Karen Page
Deborah Ann Woll
Karen Page w wykonaniu Deborah Ann Woll, tak jak i cały serial „Daredevil“, to udany pomysł. Wyjście ze skóry Jessiki Hamby („True Blood”) nie przyszło aktorce łatwo, ale pomocną dłoń zaoferował jej chłopak – E.J. Scott – prywatnie zagorzały fan komiksów, cierpiący na rzadką chorobę powodującą stopniowy zanik wzroku. Z tego też powodu rola Karen Page była dla Woll bardzo osobista. Ten emocjonalizm czuć zresztą w jej grze. Tworzy złożoną kreację bohaterki, która wymyka się prostym ramom „damy w opałach” czy obiektu westchnień mężczyzn. Jest bardzo ludzka, wrażliwa i uczuciowa, ale nie boi się podejmować ryzyka i dążyć do prawdy oraz sprawiedliwości. Świetnie zgrała się z również z Charliem Coxem i Eldenem Hensonem, a wszyscy razem stworzyli przekonujące trio przyjaciół. W tym mrocznym i ponurym świecie stanowi wartościową postać – po prostu i bez znaczenia na płeć.
Ocena: +4
Vanessa Marianna
Ayelet Zurer
Nieoczywista, dojrzała, enigmatyczna, łamiąca stereotypy i niebojąca się życia na krawędzi prawa - oto portret kobiety z klasą, która dopełnia i inspiruje czarny charakter Wilsona Fiska. Ayelet Zurer sprawdza się w tej roli wyśmienicie, a jest to typ kobiety, którego brakuje w lekkim i komediowym świecie Marvela. Pojawia się na dalekim planie, czasu ekranowego dostaje niewiele (co ogranicza rys psychologiczny), ale ma wpływ na kształt całości. Wzór w kreowaniu pobocznych postaci.
Ocena: -4
Claire Temple
Rosario Dawson
Nocna Pielęgniarka, która połączy zaplanowane 4 seriale Netflixa, a kto wie, czy nie pojawi się również w kinie. Rosario Dawson to uznana marka, aktorsko prezentuje się bez zarzutu. Aż szkoda, że jej postać nie jest jeszcze bardziej rozwinięta, ale przecież nie dla wszystkich wystarczyłoby miejsca. Idealnie wpasowuje się w realistyczną konwencję, jest samodzielna i rozsądna, trzeźwo spogląda na działania Murdocka i potrafi skonfrontować je z rodzącym się do niego uczuciem. Ma ogromne znaczenie dla fabuły i pozostaje tylko czekać, aż jej rola będzie jeszcze rosła w kolejnych sezonach.
Ocena: 4
Wanda Maximoff (Scarlet Witch)
Elizabeth Olsen
Uzdolnione bliźniaki, Pietro i Wanda Maximoff, to atuty „Avengers: Age of Ultron”. Nieźle wkomponowali się w fabułę, stanowią istotny element układanki, a ich ludzka i niegłupia historia wpasowuje się w totalitarny szept filmu. Nie sposób oprzeć się jednak wrażeniu, że ich potencjał nie został w pełni wykorzystany. Nie czuć (na razie?) potęgi mocy Scarlet Witch i zagrożenia, jakie za sobą niesie. Przekonująco wypadła w relacji z bratem (Elizabeth Olsen i Aaron Taylor-Johnson pracowali ze sobą drugi rok z rzędu, wcześniej na planie „Godzilla”), naturalnie wyszła także jej zmiana frontu i wcielenie w szeregi Avengers, ale chyba można było dać z siebie jeszcze więcej – i tego oczekuję po „Civil War”. Sama Olsen obsadzona została bez pudła, gra w punkt, a jej niewinny, dziewczęcy urok ciekawie kontrastuje z naturą posiadanych mocy. Aby przekonująco oddać czarodziejskie gestykulacje, aktorka trenowała z… tancerzem. Teatralność w jej zachowaniu zyskuje przy bliższym poznaniu, a wprowadzenie elementów magicznego świata wypadło bezkonfliktowo. Droga przed Doktorem Strange została utarta, a Scarlet Witch w przyszłości powinna jeszcze zyskać na znaczeniu.
Ocena: -5
Na horyzoncie pojawiają się także kolejne ważne żeńskie postacie. Pierwszą z nich będzie Hope Van Dyne w wykonaniu Evangeline Lilly, a dotychczasowe zwiastuny „Ant-Man” obiecują, że możemy liczyć na bohaterkę znającą się na swoim fachu. Jesienią poznamy także Jessicę Jones (Krysten Ritter), która po agentce Carter będzie drugą bohaterką własnego serialu – a skoro to Netflix, to możemy być pewni wysokiej jakości. Z kolei data 2 listopada 2018 roku zapisze się w historii MCU złotymi zgłoskami – tego dnia zadebiutować ma pierwszy kinowy film z heroiną w roli głównej, „Captain Marvel”. Ponoć Carol Danvers jest już obsadzona, ale tożsamość aktorki trzymana jest na razie w tajemnicy. W plotkach mówi się również o serialu, w którym główną postacią miałaby być Kamala Khan (Ms Marvel). Za jego sterami stanąć ma John Ridley, scenarzysta nagrodzonego Oscarem „12 Years a Slave”, który obecnie święci triumf serialu „American Crime”. Te 3 ostatnie wymienione bohaterki w teorii mają zadatki na celującą ocenę, przyszłość kobiet w MCU maluje się więc wreszcie w optymistycznych barwach.
Tyle na dzisiaj. Jeśli o kimś zapomniałem, dajcie znać w komentarzach, a jeśli macie ochotę poznać naprawdę twardą babkę, to pędźcie do kina na Mad Max: Fury Road.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat