„Daredevil”: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
W końcu zadebiutował najbardziej oczekiwany komiksowy serial, "Daredevil", za który odpowiadają Marvel I Netflix. I okazuje się on pod wieloma względami dokładnie tym, czego ten gatunek potrzebował. Bez spoilerów!
W końcu zadebiutował najbardziej oczekiwany komiksowy serial, "Daredevil", za który odpowiadają Marvel I Netflix. I okazuje się on pod wieloma względami dokładnie tym, czego ten gatunek potrzebował. Bez spoilerów!
"Daredevil" od pierwszych minut mówi widzom, że jest czymś kompletnie nowym i wyjątkowym w Kinowym Uniwersum Marvela. Atmosfera jest poważniejsza, a cała otoczka serialu - odważniejsza i (przede wszystkim) mroczniejsza. Nie chodzi tu jednak o mrok nolanowski, z którego często nic nie wynika i który jest tylko efektem inspirowania się słynnym reżyserem. Netflix postawił na brutalny realizm, więc nie widzimy tutaj superbohaterów z nadludzkimi mocami, ale coś bardziej przyziemnego, prawdziwego i nadającego uniwersum większej wyrazistości.
"Daredevil" ma bardzo wielką szansę zagrozić "Banshee" i zdobyć miano serialu z najlepszymi scenami walk. Są one dynamiczne, efektowne, wiarygodne (czuć tutaj wyjątkowe umiejętności w sztukach walki) i brutalne. Nikt tutaj nie bawi się w przesadnie dynamiczny montaż, jest spokojniej niż w wielu mainstreamowych produkcjach, dzięki czemu można podziwiać to, co robi Daredevil ze swoimi przeciwnikami. Są momenty, w których czuć tę wysoką kategorię wiekową, bo twórcy pozwalają sobie na zabiegi, jakie w kinowych filmach byłyby niemożliwe. Nie ma tutaj oczywiście gore, ale poziom przemocy bezapelacyjnie jest wysoki. Co najważniejsze, pojedynki Daredevila są okraszone niesamowitym klimatem, przez który oglądanie ich jest zaiste wyjątkowym doświadczeniem.
[video-browser playlist="677958" suggest=""]
Serial został wyśmienicie powiązany z resztą kinowego uniwersum. Do tej pory wiedzieliśmy, że Bitwa o Nowy Jork zakończyła się happy endem. Avengers wygrali i koniec - jedziemy dalej. Teraz obserwujemy drugą stronę medalu, pokazującą, że nie jest tak różowo. "Daredevil" wspaniale ukazuje widzom, jaki wpływ Bitwa miała na zwykłych mieszkańców, którzy teraz muszą poukładać sobie życie, szczególnie gdy korzystają na tym przestępcy. Pomysłowo i ciekawie, bo wprowadza to do MCU bardzo ważny i potrzebny element.
Pierwszy odcinek zachwyca scenariuszem, który jest pięknie przemyślany i dopracowany. Jest to wprowadzenie, dzięki któremu możemy poznać bohaterów, wyrobić sobie już o nich jakąś opinię i poczuć coś, co zachęci nas do natychmiastowego sięgnięcia po kolejny epizod. Charyzmatyczny i wyrazisty Charlie Cox w tytułowej roli to strzał w dziesiątkę, ponownie udowadniający, że Marvel w kwestii castingów doskonale wie, co robi. Cieszy to, że poza Mattem Murdockiem mamy interesujące postacie drugoplanowe, które sprawdzają się i wzbudzają sympatię. Czuć to szczególnie w relacji Matta z Foggym Nelsonem - jest tu chemia, aktorzy dobrze się zazębiają, a dodatkowo to chyba jedyny motyw oferujący jakąkolwiek nutkę humoru. Najlepsze jednak jest tworzenie otoczki wokół TEGO złego, którego imienia nie wolno wymawiać. Fenomenalna atmosfera oczekiwania z dozą napięcia, która powinna sprawić, że pojawienie się tej postaci będzie prawdziwą bombą w kolejnych odcinkach.
Czytaj również: Kinowe Uniwersum Marvela – krótki przewodnik
Pilotowy odcinek "Daredevil" to wspaniałe wprowadzenie w mroczniejsze rejony Kinowego Uniwersum Marvela. Twórcy zachwycają podejściem do detali (otoczka życia ślepego Matta, ukazanie jego mocy), budowaniem atmosfery i historii, która momentalnie wciąga. Wszystko okraszone jest klimatem z jednoczesnym potrzebnym przypomnieniem nam, że to wszystko rozgrywa się w MCU. Jest dobrze, a pewnie po seansie całego sezonu będzie jeszcze lepiej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat