„Wirus”: Polowanie czas zacząć – recenzja
The Strain nie narzucił od początku sezonu spektakularnego tempa, ale widzowie powinni już przywyknąć po seansie 4 odcinków do tego, jak skonstruowane są kolejne epizody. Kilka przeplatających się wątków, rotacja postaci i – co najważniejsze – cały czas do przodu.
The Strain nie narzucił od początku sezonu spektakularnego tempa, ale widzowie powinni już przywyknąć po seansie 4 odcinków do tego, jak skonstruowane są kolejne epizody. Kilka przeplatających się wątków, rotacja postaci i – co najważniejsze – cały czas do przodu.
The Strain ("The Strain") sprawia naprawdę dobre wrażenie jak na serial, który ma nie musi nigdzie gnać i przekonywać nas do siebie szalonymi zwrotami akcji co tydzień. Zaufanie, jakim obdarzyła tę produkcję stacja FX, można porównywać chyba tylko to relacji Teorii wielkiego podrywu czy Gry o tron ze swoimi telewizyjnymi domami. Trio del Toro, Hogan i Cuse dobrze wiedzą, że stworzą ponad 50 odcinków tej opowieści, więc nie ma sensu gnać na złamanie karku. Nie chcę, żeby brzmiało to tak, jakbym ich w jakiś sposób usprawiedliwiał. To, co prezentuje The Strain, zasługuje bowiem na uznanie i jest pokazem opowiadania historii zgodnie z jakimś planem i wizją – rozsądnie i według swoich własnych zasad. Moim zdaniem trzeba to szanować. I tak, cały czas mówimy tu o letnim horrorze o wampirach.
Startujemy w kostnicy, zaraz po wydarzeniach z finału poprzedniej odsłony. Od razu pierwsze pozytywy rzucają się w oczy. Eph, Nora i Jim nie panikują i nie zachowują się, jakby ich IQ nagle spadło poniżej 90, tylko niemal natychmiast rozpoczynają jedną z najbardziej obrzydliwych autopsji w historii telewizji. Te sceny są po prostu fajne! Informacje o anatomii stwora i jego ewolucji mieszają się z zabawną histerią Jima, jak również bardzo szybko wprowadzoną do scenariusza spowiedzią bohatera, w którego wciela się Sean Astin. Protagoniści wiedzą już, że wszystko, czego do tej pory doświadczyli, to wynik ogromnego spisku. Wpakowali się w niego po uszy, więc im dalej w las, tym powinno być ciekawiej.
[video-browser playlist="633509" suggest=""]
Po nieobecności w zeszłym tygodniu powrócił do serialu wątek Gusa, który na razie prezentuje się najsłabiej ze wszystkich. W tym bohaterze jest spory potencjał i zapewne z czasem jego drogi na stałe skrzyżują się z Abrahamem (co zostało już teraz zasygnalizowane). Na razie stara się on lawirować pomiędzy życiem drobnego gangstera a przykładnym synem opiekującym się rodziną. Lepiej prezentuje się swoisty minihorror wewnątrz horroru, czyli historia Ansela. Nie byłoby w niej niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jego bardzo religijna żona właśnie nakarmiła swojego męża wścibskim sąsiadem. Co do braków w tym odcinku, powiem szczerze, że nieco zatęskniłem za eksterminatorem Fetem, ale za to ucieszył mnie brak familijnych dramatów najbliższych Epha.
Czytaj także: "The Strain" - polski tytuł i data premiery w naszym kraju
Standardowo już w serialu FX słońce zachodzi na ostatnie minuty odcinka, co zawsze zwiastuje trochę akcji. Abraham w końcu zaczął odcinać głowy wampirom! To znakomicie wróży na przyszłość. Ephraim już jest jego partnerem i zapewne do ekipy stopniowo dołączać będą kolejne osoby. W międzyczasie swój niecny plan konsekwentnie wprowadza w życie Eichorst z pomocą korporacji Stoneheart. Mają w kieszeni ministerstwo zdrowia i chcą wyłączyć Internet – co takiego knują?
The Strain utrzymuje równy i przyzwoity poziom, ale na pewno nie pokazuje jeszcze wszystkiego, na co go stać. Niedługo jednak w tej historii powinien nastąpić przełom. A jeśli komuś nadal się nie podoba, cóż, jak powiedział stary Abe i jak stoi w tytule odcinka: "It’s not for everyone".
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat