Strażniczka Istnień: przeczytaj początek fantasy Feliksa W. Kresa
Tajemnicze istoty, niebezpieczne bestie i nieznany wcześniej z serii kontynent - to wszystko oferuje Strażnicza Istnień. Mamy dla was początek tej książki.
Tajemnicze istoty, niebezpieczne bestie i nieznany wcześniej z serii kontynent - to wszystko oferuje Strażnicza Istnień. Mamy dla was początek tej książki.

Kozioł uciekał i cuchnął strachem. Lecz głód sprawił, że łowieckie zawołanie samo wyrwało się z piersi i nie było czasu, by patrzeć, przed czym uciekał kozioł…
Dopiero gdy pierwszy głód minął, dwie senea spostrzegły, że trzecia, najmniejsza, gdzieś przepadła.
Wraz z nią zniknęła zdobycz – wielka wątroba gryfa.
Kemm nie goniła kozła. Była młoda i nie umiała biegać dość szybko.
Senea wróciły po śladach.
Saahag stała z dyskiem w dłoni i pochyliwszy się mocno, chwytała w nozdrza wiatr. Bewe, która pierwsza pokazała kierunek, patrzyła teraz w migoczące zieloną wściekłością oczy przodowniczki, gotowa do ucieczki, gdyby ta wściekłość miała uderzyć w nią. Ale nie. Tylko prężny ogon płowej wił się z boku na bok, każdy ruch kończąc szybkim, ostrym smagnięciem po łydkach.
– Whorgh, tam – orzekła Saahag.
Bewe podbiegła i przechwyciła wiatr. Przez chwilę stały obok siebie, tak samo pochylone, w jednakowym rytmie uderzając ogonami. Potem Saahag nabrała w szeroką pierś powietrza i wypuściła je wolno, powarkując.
Szara ruszyła przodem. Mniejsza od płowej była jednak zwinniejsza i umiała biegać równie szybko jak Saahag. Zwarta, dzika puszcza otwierała się przed nimi – wielkie pnie jakby schodziły z drogi, krzewy umykały pod stopy. Las wołał zewsząd – głosami ptaków i wszelkiej innej zwierzyny, szumem liści, trzaskaniem gałązek. Szelest mknących za tropem senea splatał się mocno z owym tłem różnych dźwięków, tworzył jedno – lecz tylko pozornie… Leśny drobiazg mógł nie zważać na senea, ale każde zwierzę dość duże, by stać się łupem, znało doskonale i umiało wychwycić ów znamienny rytm dwóch stóp, rytm śmigłego pędu, którego szybkości sprostać mógł sewerh, a wytrwałości jedynie wilk.
Zostawiały aż nazbyt wyraźny ślad: ostrą woń potu drapieżcy, pasma włosów na cierniach, czasem drobne, słodko pachnące kropelki posoki. Jednak żadne stworzenie nie śmiałoby puścić się tym tropem.
Wyraźny zapach Kemm nie splatał się z żadnym innym równie świeżym zapachem. Dlaczego biegła? Przed czym mogła uciekać senea?
Mknęły niezmordowanie. Ogromne pola paproci ustąpiły miejsca bukom, rzadko rosnącym pośród miękkich traw. Przestronna bukowina ciągnęła się hen! – zapraszając do jeszcze szybszego biegu. Wreszcie strumyk o bagnistych brzegach przeciął drogę i senea się zatrzymały. Dyszały rozgrzane i spocone.
– Ślady – rzekła Saahag, pryskając spienioną śliną.
Szara uklękła w bagnie i najpierw napiła się ze strugi.
– Nie ma – rzekła znowu Saahag, także zanurzając kolana i łokcie w chłodnym błocie. Chłeptała wodę powściągliwie, z umiarem.
– Wiatru nie ma – potwierdziła Bewe. – Śladów nie ma. Gdzie trop, seh.
– Zgubiłaś.
– Nie. Tu nie ma. Tam był.
Zawróciły, by pochwycić zgubiony wiatr. Węszyły nisko, tuż przy ziemi. Trop wiódł do strumienia. Urywał się przy samym brzegu. Zataczały kręgi, coraz większe i większe.
– Nie ma, se-ooh!
– Gdzie jest, seh.
– Tam, seh.
Zadarły głowy, lecz konary wisiały wysoko, bardzo wysoko. Nie zdołałaby ich sięgnąć nawet senea.
– Zabrało ją.
– Wieloszpon, seh.
– Nie, Saahag. Tu buki. Wieloszpon w dębach.
– Widziałam w bukach.
– Wieloszpon mały. Kemm duża.
– Kemm mała.
– Młoda. Już duża, Saahag. Gryf.
– Seh.
– Whorgh, Saahag. Gryf.
– Whorgh. Ty lepiej tropisz – zgodziła się mądra przodowniczka, choć niechętnie.
– Wróćmy, Saahag. Zjadł ją.
Milczały, czujnie przepatrując luźny szyk buków i gęsty pas krzewów wzdłuż strumienia.
* * *– Gdzie wątroba, seh – pytała Saahag, liżąc się po ramieniu, na którym zostawiły ślad kolce asadera. – Zabrał senea i wątrobę, seh. Seh!
Bewe grzebała palcami stóp w błocie. Młode senea ślepły. Potrzebna była wątroba gryfa.
Bewe miała młode. Dużo młodych.
Saahag wyrwała zębami cierń z ramienia i fuknęła gniewnie. Ranka krwawiła. Saahag wyssała ją, wypluwając truciznę.
– Bewe, to nie gryf.
– Seh – spytała Bewe.
– Ja nie wiem. Ale nie gryf. Jedno Słońce, jeden gryf. Wiele Słońc, jeden gryf. Ale nie: wiele gryfów, jedno Słońce.
– Whorgh. Ty wiesz.
– Whorgh. Wiem.
Saahag znów ssała ranę. Obejrzała porozrywane folgi starej zbroi, napierśnik i karwasze, na co Bewe, mająca tylko napierśnik, spoglądała z wielką zazdrością. Pogięty brąz nie sprostał upływowi czasu, choć przodowniczka zdobywała sobie zawsze najlepszego senoo w stadzie i gdy odnosiła mu młode, dostawała w zamian bardzo dobrą zbroję. Jednak w ostatnich miotach wszystkie szczenięta senoo były martwe bądź szybko zdychały. Saahag dawno nie zaniosła nic nad rzekę.
Wyjęła miecz i uniosła go ku niebu. Bewe uczyniła to samo.
Trzymane oburącz głownie lśniły. Saahag rzuciła hasło. Szara senea podjęła je w chwili, gdy już, już przebrzmiewało…
Przeciągłe, głuche wycia przetoczyły się między bukami, biegnąc dalej i dalej, w głąb kniei. Hasło płowej było potężne i ponure, hasło szarej drapieżne i dzikie.
Odpowiedź przyszła natychmiast, choć senea jej nie oczekiwały. Szczególnie takiej odpowiedzi…
* * *Łowiecki zew senea to jeden z najposępniejszych głosów puszczy. Wilcze wycia nie mają tej głębi i mocy. Równać się z głosem senea może przenikliwy skrzek gryfa. Potężniejszy i groźniejszy jest tylko ryk głodnego lub rannego sewerha.
Taką właśnie senea otrzymały odpowiedź.
Sprężyły się do skoku, instynktownie warcząc i obnażając zęby.
Nastawiły ostrza i potrząsały grzywami. Ogony smagnęły biodra i brzuchy, po czym zastygły uniesione. Okrywający ciała delikatny meszek groźnie się zjeżył. Ryk sewerha trwał. Płowa senea spięła twarde muskuły i odpowiedziała.
W głosie sewerha nie było wyzwania. Brzmiało oznajmienie („Jestem, sewerh”) – i nic więcej.
Bez wrogości.
– Seh.
– Whorgh… Saahag. On… woła…
Saahag prostowała się powoli. Nagle opuściła miecz.
– Sewerh – rzekła. – Nie grozi. Woła. Seh.
– Seh, Saahag.
– Tam.
– Whorgh, tam.
– Chodź.
Pobiegły. Wciąż zjeżone, z dyskami i mieczami w rękach. Sewerh, potężny sewerh nie wołał senea, nie rzucał wyzwania senea. Sewerh bał się senea, bał się stada. Samotną senea napadał znienacka, mordował.
Teraz wołał.
Dlaczego sewerh wołał senea, seh.
Nie groził. Wołał. Seh.
Wołał…
- 1
- 2 (current)
Źródło: Vesper



naEKRANIE Poleca
ReklamaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 45 lat
ur. 1972, kończy 53 lat
ur. 1984, kończy 41 lat

