Zachwyty i rozczarowania 2015 – Marcin Rączka
To był dobry rok w popkulturze. Wieloma serialami się zachwycaliśmy, z kin wychodziliśmy zadowoleni, a w grach my, Polacy, mamy ogromne powody do dumy. Oto moje największe zachwyty ostatnich 12 miesięcy, a także kilka rozczarowań.
To był dobry rok w popkulturze. Wieloma serialami się zachwycaliśmy, z kin wychodziliśmy zadowoleni, a w grach my, Polacy, mamy ogromne powody do dumy. Oto moje największe zachwyty ostatnich 12 miesięcy, a także kilka rozczarowań.
Nie jest łatwo w ciągu 12 miesięcy fizycznie ogarnąć wszystkie najlepsze seriale, filmy, gry i książki. Te ostatnie pozostawiam innym redaktorom naEKRANIE.pl, dlatego też w poniższym zestawieniu książek nie znajdziecie. Nie ma też wielu filmów (poza jednym oczywistym) z prostego powodu – to, co mnie w popkulturze od zawsze zachwycało najbardziej, to seriale oraz gry (co nie zmienia faktu, że w kinie w 2015 roku byłem ponad 20 razy). Tych pierwszych poniżej znajdziecie wiele, tych drugich nieco mniej.
Z wyborem większego problemu nie miałem, bowiem w podsumowaniu 2015 roku chcę docenić te tytuły, które faktycznie najbardziej mnie zachwycały. Jeśli wobec czegoś miałem wątpliwości, to z automatu dana produkcja wylatywała z zestawienia. Niech przykładem będzie tutaj House of Cards. Dla mnie osobiście 3. sezon był rewelacyjny, ale jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak wielu widzom zwyczajnie się nie spodobał i według nich poziomem odstawał od poprzednich serii.
Inny przykład? Fargo. Dlaczego 2. sezonu nie ma w moim zestawieniu? Powód jest prosty: uważam, że ten serial należy do tego rodzaju produkcji, które wypada oglądać jednym ciągiem (np. w 1-2 dni). Dzięki temu serial Noah Hawleya jeszcze bardziej zyskuje przez swoją ciągłość fabularną, z której w normalnej emisji jesteśmy wyrywani przez 10 tygodni. Dlatego Fargo cierpliwie czeka na seans. Zapewne świąteczny. Chciałem też umieścić w rankingu Rise of the Tomb Raider, ale z racji tego, że nowe przygody Lary Croft dostępne są tylko na konsoli Xbox One i Xbox 360, wolę poczekać, aż znacznie większe grono ludzi (posiadających PC i PlayStation 4) będzie mogło zagrać w tytuł już w przyszłym roku.
Wystarczy tego wstępu. Czas na konkrety. Najpierw rozczarowania: branżowe, serialowe i growe, a później moje zachwyty 2015 roku.
Rozczarowania:
Kondycja telewizji ogólnodostępnej w USA
Rynek amerykańskiej telewizji uważnie śledzę od około 8 lat i jestem przekonany, że tak źle jak w 2015 roku jeszcze nie było. Jeśli ktoś przewiduje, że telewizja ogólnodostępna w USA za 30 lat zniknie z rynku i zastąpi ją „telewizja internetowa”, trudno mi się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Powód jest prosty. Odnoszę wrażenie, że coraz mniej rzeczy w telewizji publicznej w USA zaczyna się opłacać i przynosić oczekiwane zyski. Czasy, gdy przed telewizorami zasiadało codziennie kilkanaście czy też kilkadziesiąt milionów widzów, odeszły i już nie powrócą. Brak zysków wiąże się z mniejszym nakładem finansowym na nowe produkcje, a te coraz bardziej zawodzą pod względem poziomu.
Rynek telewizji w USA systematycznie rok po roku przejmują telewizje kablowe i platformy internetowe. Jeśli ktoś szuka dobrego serialu, to nie znajdzie go w telewizji ogólnodostępnej, tylko w kablówce lub na platformie internetowej. Jestem przekonany, że ten proces będzie postępował, bo przecież sami aktorzy i producenci wolą pracować dla HBO czy Netflixa, a nie dla ABC i NBC. Okazuje się bowiem, że w kablówce i na platformie internetowej znacznie prościej osiągnąć sukces, znacznie łatwiej jest przenieść na ekran swoją wizję, która nie jest ograniczona przerwami reklamowymi i cenzurą (niech za przykład posłuży fakt, że Constantine w swoim serialu na NBC nie mógł palić papierosów).
Telewizja ogólnodostępna w USA walczy, ale według mnie jest na przegranej pozycji. W 2015 roku pojawił się nowy trend polegający na przywracaniu do życia starszych seriali, takich jak The X-Files, The A-Team czy MacGyver, trudno jednak oczekiwać, by sukces odbudowany został na nostalgii. A nawet jeśli, to trzeba to robić z głową i rozwijać się. Za przykład niech posłuży stacja CBS, która zapowiedziała powrót telewizyjnego Star Treka. Ten jednak najpierw zadebiutuje na platformie internetowej CBS (coś na wzór Netflixa), a dopiero później pojawi się w sieciówce.
Telewizją ogólnodostępną jestem rozczarowany, ale też zaczynam odczuwać wobec niej obojętność. Tak jak napisałem wcześniej - dobrych seriali tam już nie ma. Poniższy ranking moich serialowych zachwytów tylko to potwierdza.
Drugi sezon Detektywa
Wychwalamy kablówki, wychwalamy HBO za bezkompromisowe podejście do seriali i brak granic przy tworzeniu kolejnych tytułów, dlatego też nie wiem, czy na świecie znalazł się ktoś, kto przed premierą 2. sezonu True Detective wątpił w nową odsłonę serialu Nica Pizzolatto. Tymczasem…
True Detective to smutny przykład serialu, który potrafił być wychwalany pod niebiosa w 1. sezonie, by podczas emisji 2. serii spaść na samo dno. Daleko mi do hejtowania i krytykowania seriali kablówek, bo uważam, że na tle telewizji ogólnodostępnej każdy z nich wypada lepiej, jednak Detektyw w 2. sezonie padł ofiarą zbyt wysokich oczekiwań, fatalnego scenariusza i 8-odcinkowego bełkotu, z którego nie dało się zrozumieć wiele. No, chyba że każdy odcinek obejrzelibyśmy po 3 razy, ale to uznałbym za torturę.
Detektywa w 2. sezonie ratowali aktorzy. Colin Farrell zachwycał tak samo jak Matthew McConaughey rok wcześniej. Przyzwoicie wypadła Rachel McAdams, aczkolwiek szum wokół wielkiej orgii (w której aktorka miała brać udział) okazał się zwyczajną dziennikarską wydmuszką. Niektórzy zachwycali się też Vince'em Vaughnem, ale według mnie aktor do roli nie pasował, a jego nudne monologi sprawiały, że momentami przysypiałem przed ekranem.
Dziś o Detektywie nie mówi się jak o rozczarowaniu. To porażka, pod którą podpisał się Nic Pizzolatto i stacja HBO. Nie ma się co dziwić, że władze HBO w temacie przyszłości serialu milczą. Pizzolatto podpisał z HBO nową umowę, ale nie sprecyzowano w niej, czy będzie kontynuował swoją antologię, czy może zajmie się zupełnie nowym serialem.
Zabójstwo marki Assassin’s Creed
Boli mnie fakt, że Ubisoft zabija markę, która jest przy mnie od 2007 roku, czyli od pierwszej gry z serii. Nie boję się tego stwierdzić – Assassin’s Creed to gra w wielu aspektach rewolucyjna, która – niestety – padła ofiarą własnego sukcesu. Francuzi, czując, że stworzyli coś wyjątkowego, postanowili doić tę krowę do granic możliwości. I był to błąd. Dziś marka Assassin’s Creed jest w strzępach. Już przed rokiem wypuszczono niedopracowany produkt, który następnie przez pół roku poprawiano.
Z kolei Assassin's Creed: Syndicate to dla mnie osobiście bolesne rozczarowanie cechujące się słabą oprawą wizualną (która nie przystoi nowym konsolom), archaiczną mechaniką rozgrywki (która tak naprawdę nie zmienia się od wielu lat) oraz wtórnością (gra nudzi się po kilku godzinach przez wykonywanie tych samych zadań). Sytuacja marki boli tym bardziej, że wiem, iż Ubisoft nie zrobi nic w kierunku odkrycia serii na nowo. Wprost przeciwnie - z tymi samymi błędami, które wypisałem wyżej, naciągał będzie graczy w październiku 2016 roku i w kolejnych latach, zmieniając tylko miejsce akcji (po Paryżu i Londynie czas na Madryt lub Berlin?) oraz głównych bohaterów.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat