10 filmów, których nigdy nie zapomnę – Marcin Zwierzchowski
Kontynuując redakcyjną tradycję, przedstawiam Wam najmojsze z moich filmów, od Brzdąca w opałach (tak, wiem) po Willow.
Kontynuując redakcyjną tradycję, przedstawiam Wam najmojsze z moich filmów, od Brzdąca w opałach (tak, wiem) po Willow.
Obcy (1979-1997)
Inna niezwykle ważna fantastyczna saga. Te filmy trafiają na moją listę nie dlatego, że doceniam je teraz, jako dorosły widz, który chętnie wraca do wszystkich części (tak, lubię Alien³ Davida Finchera - i co mi zrobicie?), ale ze względu na wspomnienia z dzieciństwa.
Obcego, podobnie jak choćby Freddy’ego Kruegera, po raz pierwszy zobaczyłem przez szparę w lekko uchylonych drzwiach pokoju mojego i brata. Powinniśmy byli spać, te filmy nie były dla nas, nie mogliśmy jednak się powstrzymać, rodzice zaś z pewnością wiedzieli, że nie jesteśmy w łóżkach. Obcy mnie przerażał, podobnie jak Freddy, a choć koszmarów nie miałem, nigdy nie zapomnę tego dreszczyku i odwracania wzroku, gdy monstrum pojawiało się na ekranie.
To były filmy, których kochałem się bać.
The Social Network (2010)
Jak już jesteśmy przy Davidzie Fincherze, nie mogę nie wymienić The Social Network, czyli najlepszego filmu, w którym nic się nie dzieje, a ludzie generalnie gadają, w większości o rzeczach związanych z komputerami. Czy jednak na pewno?
Ten obraz to popis pod każdym względem - od aktorów (Eisenberg powinien był dostać Oscara), przez montaż (choćby słynna scena wyścigu wioślarskiego), muzykę (Trent Reznor i Atticus Roos w najwyższej światowej formie), scenariusz (Sorkin to król dialogów!), aż po reżysera, który zapanował nad tą wizją i stworzył film, który widziałem już pewnie z kilkadziesiąt razy. Delektuję się tu każdą ekranową minutą, każdym elementem, i mi to się nie nudzi.
Ze współczesnych filmów chyba tylko Whiplash i Drive zrobiły na mnie równie piorunujące wrażenie.
Jagten (2012)
Jeżeli porównywać filmy pod względem emocji, które wywołują, Polowanie z Maddsem Mikelsenem, w reżyserii Thomasa Vintergerga, jest niekwestionowanym zwycięzcą. Film ten widziałem tylko raz, DVD stoi zaś na półce i kusi, a ja obecnie nie jestem w stanie zmusić się do ponownego seansu.
Film nie jest zły, wręcz przeciwnie, to arcydzieło. Opowieść o niesłusznie oskarżonym o molestowanie dziecka i wyrzuconym ze społeczności mężczyźnie poraża jednak wizją ludzkiego okrucieństwa. Vinterberg tworzy oszczędną opowieść, nie szukając sensacji, a pokazując po prostu pewne procesy, których istnienia możemy być świadomi, ale które dopóki w nas nie uderzą, pozostają tylko niewygodną prawdą – tymczasem Polowanie przeraża bardziej niż najstraszniejszy z horrorów i porusza, bardzo głęboko porusza.
Uwielbiam ten film. Nie wiem jednak, kiedy znajdę siłę, by obejrzeć go jeszcze raz.
Mad Max: Fury Road (2015)
Świeży film, ale dla mnie już bardzo ważny. Jeden z tytułów, które w moim uznaniu zasługują na miano arcydzieła. Ktoś powie, że fabuła jest tu prosta jak konstrukcja cepa, bo oni generalnie jadą przed siebie, a potem zawracają, jak więc Na drodze gniewu może być dobrym filmem. Cóż, w Drodze Cormaca McCarthy’ego ojciec i syn po prostu idą, w Solaris Stanisława Lema bohater siedzi na stacji kosmicznej, czyta o tytułowej planecie i rozmawia z przysłanymi przez nią widmami, a w wymienianym na tej liście The Social Network kilku gości buduje serwis internetowy. Oś fabularna nie musi być skomplikowana, by opowiadać fascynującą historię.
Bo George Miller tylko pozornie nakręcił prosty film. Wykreowany przez niego świat jest niezwykle bogaty i oryginalny, a bohaterowie, choć mówią tak mało, mają więcej głębi niż 99% postaci z współczesnego kina rozrywkowego. Zresztą fabularna oszczędność świetnie kontrastuje tu z rozbuchanymi efektami specjalnymi.
Na drodze gniewu pozostaje przy tym kinową ucztą, napędzaną adrenaliną i ekscytującą od startu do ostatniej minuty. Film oglądałem, dosłownie siedząc na krawędzi fotela, w kinie byłem trzy razy, na Blu-rayu katuję regularnie i mi się nie nudzi.
Hellboy II: The Golden Army (2008)
Drugi i (oby tylko tymczasowo) zarazem ostatni film Guillermo del Toro będący ekranizacją komiksów Mike’a Mignoli to jeden z moich ulubionych obrazów. Ron Perlman jest tu świetny, książę Nuada to jeden z najlepszych czarnych charakterów współczesnego kina rozrywkowego, a bogactwo niesamowitego świata wyobraźni del Toro i Mignoli po prostu zachwyca, od leśnego boga po wizję Śmierci. To film efektowny, zabawny, cudnie rozrywkowy.
Przy okazji zaś jest to jedna z najlepszych ekranizacji komiksu w historii, bo kręcona była z ogromną miłością do oryginału i przy współudziale Mike’a Mignoli, który wspólnie z del Toro wykreował zupełnie nową fabułę, zmienił nawet wiele w historii samego Hellboya, tworząc de facto na kinowym ekranie alternatywne uniwersum dla tej postaci. Tak się powinno ekranizować: z szacunkiem do oryginału, ale jednocześnie bez ograniczania własnej, unikalnej wizji bohatera i jego świata.
Dla mnie osobiście Złota armia była natomiast katalizatorem do sięgnięcia po same komiksy - i za to będę del Toro wdzięczny po wsze czasy, za to też jego film trafia na tę listę. Może i Watchmen. Strażnicy Zacka Snydera są jeszcze lepszym filmem i jeszcze lepszą ekranizacją, ale to Złota armia otworzyła mi wrota do fascynującego uniwersum Hellboya Mike’a Mignoli, które kocham do dziś.
- 1
- 2 (current)
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat